W życiu nie sądziłam, że będę pisać posta zakupowego. Ale znamy się już trochę i myślę, że mogę się przyznać, że tak jak każda kobieta uwielbiam zakupy. Chociaż może to zbyt ogólne określenie, bo zwykle zakupy kojarzą się bardziej z szałem dzianin i obuwia w centrum handlowym, albo chociaż z drogerią pachnącą nowym zapachem i błyszczącą pomadką na ustach. Ale ja nie o tym dzisiaj.
I mało brakowało, a ten post byłby spowiedzią matki wariatki, która ostatni grosz wydaje na sukienki, skarpetki, tiulowe spódniczki, opaski w motylki dla swojej córki. Bo może rzeczywiście i tak było, przez jakiś czas, gdy to największą radość sprawiały mi zakupy właśnie dla dziecka, ale ja nie o tym dzisiaj.
Piszę ten post w ukryciu, tak samo jak całą sesję zdjęciową do tego posta robiłam, wczesnym rankiem, na palcach i szeptem, gdy jeszcze wszyscy spali w domu. Może się Wam to wydać dziwne, ale takie zakupy, to trzeba ukrywać, przed mężem i dziećmi, chociaż może nie same zakupy a tylko paragony i faktury za nie. Kurier się nawet ostatnio pytał, co ja tak tyle zamawiam w tych pudłach po pizzy, a jak mu powiedziałam, że to papiery, to też tylko pokiwał i już więcej nie pyta.
No więc wracając do tych zakupów, na które wydaję najwięcej pieniędzy i chciało by się dopisać…. i się tego nie wstydzę, to jesteście świadkami mojego coming outu, bo Wam ufam i wierzę, że po pierwsze, mnie nie wydacie, a po drugie nie będziecie kiwać jak reszta.
Gotowi?
Sami przyznajcie, że nie jest ze mną, aż tak źle. Mogłoby być gorzej, co nie?
I już na sam koniec, dla rozwiania wątpliwości, jeśli kiedyś ktoś z Was zamarzy sobie, własnoręcznie zrobić kartkę dla mamy, babci, psa, lub święta bożonarodzeniowe lub wielkanocne i inne okazje mniejsze lub większe, to nie róbcie tego! Bo skończycie jak ja! Lepiej zamówcie ja u mnie 😉
I wypłata poszła…!