Emigracja, Popularne

Dlaczego nie wrócę…- przemyślenia emigranta

Jedno z częstszych pytań jakie słyszę, to czy zamierzam wrócić. Bo teraz po „Brexicie” to prawie oczywiste, że Polacy żyjący w Wielkiej Brytanii, pakują masowo walizki i wracają z podkulonym ogonem, do domów chciałabym dodać. A tak się przynajmniej większości zdaje, że żyjemy tu w strachu i ciągłej obawie, że ktoś nas z tego pokoju wynajmowanego, wyczołga i wyrzuci zaraz przy polskiej granicy, na zbity pysk. A ja nie wrócę, tak samo jak nie wróci milion takich jak ja.

Życie z wyrokiem „Brexit”

Gdy usłyszałam pierwszy raz o wynikach głosowania, zrobiło mi się przykro, bo nawet część moich znajomych Anglików, głośno przyznawała się, że głosowała za wyjściem UK z Unii. Oczywiście, że zdaję sobie sprawę, że dotychczasowe podróże do Europy, ceny w europejskich restauracjach czy zakupy w polskim sklepie mogą wkrótce nie być tak tanie i proste, jak do tej pory. Ale może będzie chociaż bezpieczniej, kto wie. Był moment, że chciałam wykrzyczeć im, o potędze polskiej siły roboczej, o tym, że bez nas… ale mi przeszło. Informacji o Brexicie nie odczytuję osobiście i nigdy nie myślałam o powrocie do kraju z tego właśnie powodu. Serio? Kto w tych czasach przejmuje się polityką?

Najsmutniejsze jest jednak to, że wielu Anglików tak naprawdę nie ma pojęcia, za czym głosowali i wciąż można usłyszeć na ulicy banalne stwierdzenia „bo nie chcemy emigrantów z Syrii tutaj” oraz „nie chcemy płacić podatków na benefity dla emigrantów”.

Osoby, które uczciwie pracują, mają swoje firmy tutaj, płacą podatki, posyłają swoje dzieci do tutejszych szkół i na uczelnie wyższe, żyją tu tak, jakby żyli u siebie, nie mają się czego obawiać. Historie o rozdzielanych rodzinach i odsyłaniu ludzi do Polski to tania pożywka dla mediów. Uwierzcie, świat nie zmieni się w ciągu jednej nocy. Emigranci na Wyspach świetnie radzą sobie ze zmianami i przystosowywaniem się do nowego. Jestem przekonana, że jeśli przyjdzie nam zmierzać się z kolejnymi przepisami i zmianami prawa międzynarodowego, to też damy radę.

Łatwiej jest zostać

Emigracja to coś więcej niż wyjazd za granicę do pracy. Nam emigrantom nie chodzi o dodatek do mieszkania i pensję wyższą o grosze. Emigracja to życie, które latami budowaliśmy tutaj od początku. To każda językowa porażka, z którą musieliśmy się zmagać, to każda zarwana nocka i praca w święta, bo trzeba było robić nadgodziny. Emigracja to zmaganie się z samotnością, którą latami staraliśmy się oswajać. To niejednokrotnie depresja, od której do dziś pozostały leki. To nasza samodzielność w miejscu, które nie zawsze było dla nas zrozumiałe i przychylne. To sukcesy, na które samodzielnie pracowaliśmy, nie mając pewności czy damy radę. Emigracja to w końcu spokój i życie we własnym małym mieszkaniu, z dziećmi, które czują się tutaj jak w domu. To nasze przyjaźnie i miłości poznane gdzieś po drodze. Nasze zobowiązania, umowy, obietnice, wstydy i dumy. To my sami, zapuszczający tu korzenie, spełniający marzenia i tylko czasami tęskniący do Polski. To nie tak proste zostawić to wszystko i po latach zacząć znowu od nowa.

Ciężko mi sobie siebie samą wyobrazić w Polsce po tylu latach. Każdy z nas niesie jakąś historię wyjazdu i czasami powrót mógłby się okazać przyznaniem do błędu i porażki. Mógłby oznaczać, że przed laty podjęliśmy złą decyzję. Czasami łatwiej jest po prostu zostać.

Dlaczego nie Polska

Życie w Polsce jest bardzo drogie, wychowanie dziecka i utrzymanie rodziny graniczą z cudem. Ceny podstawowych produktów w sklepach w stosunku do polskich zarobków są horrendalne. Ceny odzieży, sprzętu AGD, zabawek, zdrowego jedzenia, podstawowych usług są za wysokie na polskie wypłaty. Pomoc polskiej rodzinie nie powinna się zaczynać od projektów 500+  czy tysiąca złotych przez rok dla młodej mamy. Powinna obejmować większość etapów dorastania człowieka.

Zacznijmy od polskich żłobków, marzenie każdej mamy to bezpłatny i dostępny dla wszystkich żłobek, gdzie grupy nie przekraczają 10 dzieci. Żłobek świetnie wyposażony z wykwalifikowaną kadrą, ze zdrowym i pysznym jedzeniem.

Drugie marzenie wszystkich mam, to darmowe przedszkola, do których nie trzeba co semestr kupować wyprawki za setki złotych, papieru toaletowego, chusteczek nawilżanych i bloków kolorowych. To zajęcia dodatkowe jak angielski, rytmika czy zajęcia logopedyczne ze specjalistami, za które nie trzeba płacić majątku.

To szkoły, które nie zmieniają swojego kształtu co dziesięć lat, zostawiając w uczniach poczucia niepewności i eksperymentu na nich dokonywanego. Szkoły, do których nie trzeba corocznie kupować nowych podręczników,  a szkolne obuwie, pomoc dydaktyczna, plecak i pióro nie kosztuje więcej niż miesięczna wypłata jednego z rodziców.

Kolejne marzenie rodziców to darmowy dostęp do komunikacji miejskiej i transportu kolejowego dla wszystkich dzieci, darmowe wejścia do muzeum, zoo czy opery. Darmowe leki i wizyty u dentysty. A w razie choroby dziecka, płatne urlopy chorobowe dla rodziców, którzy nie mogą iść do pracy w tym okresie.

Koszty utrzymania w Polsce są bardzo wysokie, na luksus mogą pozwolić sobie tylko nieliczni. Zakup auta czy mieszkania w Polsce to wizja kredytu na kolejne 30 lat i ogromny stres przed utratą pracy przed spłatą całości.

Zmiana powinna zaczynać się od takich drobnych codziennych rzeczy, które pozwolą Polakom żyć łatwiej i przyjemniej. Od cen lekarstw i kosmetyków w supermarkecie, od możliwości sprawiedliwego i ludzkiego powrotu do pracy po macierzyńskim. Od odejścia od nawiedzonych polityków wierzących w spisek i samych siebie. Od uproszczenia papierologii i biurokracji, pozwolenia przedsiębiorcom na sprawne otwieranie nowych miejsc pracy i pomocy tym, którzy tego naprawdę potrzebują. Polacy nie chcą niczego za darmo, pragną tylko, aby nie podkładano im kłód pod nogi i pozwolono im żyć z godnością, na jaką zasługuje każdy człowiek.

Miejsce, które stało się moim

Myślę, że miejsce na świecie nie ma znaczenia, tu bardziej chodzi o to, że niektóre miejsca stają się nasze po pewnym czasie i ciężko się z tym rozstać. Ludzie żyjący obok nas, uczący nas innego spojrzenia na świat, pokazujący, że nie ma tylko jednego sposobu na życie. Multikulturowość i otwartość na różnorodność, która sprawia, że czujemy się częścią świata, w którym wszyscy traktowani są na równi. Język angielski, który otwiera kolejne okno komunikacji z ludźmi, z którymi nigdy wcześniej nie mieliśmy możliwości konfrontacji.

Tolerancja i brak dyskryminacji ludzi, którzy kochają inaczej, którzy myślą inaczej i są inni niż my.

Moja Anglia, w której nikogo nie dziwi turban na głowie, frytki z octem, otyła kobieta w zbyt obcisłej bluzce, chińszczyzna na niedzielnym stole, meczet obok Mac Donalda i klnący Polak na ulicy.

Close