Macierzyństwo

chustę elastyczną- mam i ja

Jako, że odklejanie nas od siebie nawzajem przychodzi nam ciężko, zaopatrzyłam się w chustę, która ułatwia mi bycie w miarę niezależną. Mogę śmiało powiedzieć, że odzyskałam ręce i trochę swobody, której ostatnimi czasy tak bardzo mi brak.

Wiadomo, nikt się nie rodzi nieomylny i tak po kilku przegranych walkach z chustą, udało nam się zawiązać całkiem porządną kieszonkę.

Moje pierwsze wrażenia z chustowania:

– błędem było włożeniem do chusty płaczącej Sary, to tylko pogorszyło sytuację
– nie zdawałam sobie sprawy, że mój kręgosłup tak bardzo odpocznie
– niepotrzebnie obawiałam się o utrzymanie balansu, to przychodzi naturalnie
– jak już się nauczyłam wiązać, dziwię się, że mi ta nauka tak długo zajęła
– mimo, że bałam się zgniecenia buby, to mała zasnęła wygodnie w kieszonce po dwóch minutach
– wcale nie jest tak gorąco w chuście jak początkowo myślałam.
A mój Paul powiedział, że w chuście to prawie tak jakby Sara  nadal była w brzuchu u mnie, tylko z tą różnicą, że nie jest do góry nogami i możemy ją podglądać na bieżąco.
Close