Musi być dojrzały, mocno czerwony i koniecznie zimny. Najlepszy w czystej postaci, bez dodatków, nie zakrapiany alkoholem czy bitą śmietaną. Bez sąsiedztwa innych owoców, nie przerobiony na szejk czy lody, taki prosto z krzaka chciałoby się powiedzieć. Musi być duży, bo mały tylko zaostrza apetyt i kończy się za szybko. Soczysty tak bardzo, że cieknie po brodzie, po rękach, aż do łokci. Zaspokaja pragnienie lepiej niż woda, syci bardziej niż jakakolwiek zachcianka. Najlepszy w dobrym towarzystwie, na trawie w upalny dzień.
Nie pamiętam kiedy zjadłam swojego pierwszego arbuza, ale pamięta, że mój ostatni był wczoraj.