Wyobraźcie sobie, że jest taki sklep, który od podłogi do sufitu wypełniają herbaty. Różne ich rodzaje i smaki, zapachy i formy. Można tu na miejscu zaparzyć herbatę, kosztować, próbować, wąchać i mieszać różne rodzaje liści, do uzyskania pożądanego aromatu. Mowa o sieciach herbacianych T2, które od kilku lat skutecznie wchodzą na rynek brytyjski. Marka T2 od 18 lat znana jest w Australii, Nowej Zelandii czy Stanach Zjednoczonych. Mówi się, że o gustach się nie dyskutuje, ale ja wiem jedno, jeśli kiedykolwiek skosztujecie herbat T2, to już nigdy nie wypijecie zwykłej herbaty.
Wchodząc do sklepu T2, możecie poczuć się przez chwilę przytłoczeni ogromem pudełek, sitek i imbryków. Przyzwyczajeni do tradycyjnych torebek z herbatą, zaskoczy Was pewnie forma liści i dodatków, które będą wchodzić w skład herbat. Przywita Was zapewne obsługa herbaciarni, z pełnymi dzbankami napojów, o smakach, których nigdy nie kosztowaliście. Część tych mieszanek herbacianych będzie podawana na gorąco, część w formie ice tea, czyli mrożonej. To tutaj pierwszy raz widziałam herbaty owocowe serwowane z mlekiem orzechowym czy sojowym. Nie miałam jednak odwagi kosztować tego typu połączenia i zostałam przy napojach bez mleka, ale za to z miodem naturalnym.
Jeśli jesteście fanami herbat, to możecie spędzić w tym sklepie godziny, poszukując smaku, który będzie tym idealnym. Obsługa w sklepach T2 nastawiona jest na rozmowę z klientem i nauczanie o herbatach i stylach ich zaparzania. Osoba stojąca za specjalnym barem, gdzie parzone są herbaty, chętnie Wam wyjaśni, że autentyczna Matcha musi pochodzić z Japonii i to rodzaj zielonej herbaty, która jest zmielona za pomocą kamieni na drobny proszek. Potem podgrzeje wodę do 80 stopni i wytłumaczy, które herbaty najlepiej parzyć w tej temperaturze. Dobrze, że sklep ma sztywne godziny otwarcia, bo pewnie bym tam siedziała całą noc.
Wiecie, że Matcha w sproszkowanej formie ma trzy razy więcej antyoksydantów niż sama zielona herbata. Z tego powodu Matcha stała się bardzo pożądana, a jej wszechstronna sproszkowana forma pozwala na stosowanie jej w lodach, ciastach, zbożach i napojach zdrowotnych.
Moment wynalezienia przez ludzkość torebek herbacianych, to ta chwila, w której bardziej tradycyjne sposoby picia herbaty zostały utracone. Wraca natomiast ostatnio moda na ten specyficzny rytuał, gdzie zaparzanie herbat było czymś tak magicznym i majestatycznym, że pozwolić sobie na to, mogli tylko nieliczni. Widzimy mocne odradzanie się luźnej herbaty, a przy tym modę na oryginalne sitka, kubki, garnki, podgrzewacze i inne akcesoria herbaciane. Dzisiaj można dodawać herbatę do shakera, robić z niej koktajle, inspirowane smakiem alkoholi lub tradycyjnych potraw. Herbaty T2 są bowiem nasycone różnymi rodzajami smaków, od egzotycznych kwiatów, czekolady i ciastek wiśniowych, aż po herbaty czarne, korzenne, pachnące prawie jak perfumy.
Wiecie, że istnieją herbaty, które można pić jak wywar/zupę? Wystarczy ugotować liście zielonej herbaty z dodatkiem czosnku i cebuli doprawić do smaku i zupa gotowa. Można również do wywaru dodać warzywami. Taką herbacianą zupę jada się do dziś w Tybecie.
Liście herbaty mają niesamowitą zdolność wchłaniania smaków. Wprawiło mnie to w ogromne zdziwienie, kiedy pierwszy raz próbowałam herbaty, o smaku ciasta bananowego (Banana Bake). Totalnie oryginalną kompozycję i nowe doznania smakowe, poczułam, kosztując jaśminową herbatę o pięknej nazwie łzy Buddy (Buddhas Tears). A co do łez, to sama je wylewałam widząc cenę tej herbaty! Jedna z droższych w całym sklepie, kosztuje prawie 25 funtów za 100 gram. Moja ulubiona to chyba jednak tureckie jabłko (Turkish Apple & Cinnamon), chociaż nie jestem pewna. Wciąż tyle smaków przede mną!
Ciężko opisać tak intensywne i oryginalne smaki, więc nawet nie próbuję się wysilać, musicie sami kiedyś odwiedzić to miejsce i przekonać się, czy miałam rację, tak zachwalając tę herbaciarnię. A tymczasem zostawiam Was samych z namiastką tego herbacianego raju 😉