Był tort, prezenty, balony i goście i wszystko jak być powinno. I takie niedowierzanie, że już zapalamy pierwszą świeczkę na torcie. Gdzieś pomiędzy kolejnym kęsem ciasta i krzykiem radości, przebija się wspomnienie tego co za nami. W lustrze widzę o jedną zmarszczkę więcej, więcej o jeden siwy włos. Angielska pogoda dopisała i nie pokrzyżowała maminych planów, w przeciwieństwie do głupoty i ostrego noża na moim palcu. Trzy godziny na chirurgii, sześć szwów i taki żart, że to będzie rodzinna tradycja, co roku o tej samej porze być szytym w szpitalu.
Jeszcze dwa miesiące temu robiliśmy zakłady, czy Sara przejdzie swój roczek, a tu się okazało, że nie tylko chodzi, ale i biega i tańczy i skacze. I można z nią pogadać jak ze starym i pokazuje co chce, chociaż częściej odmawia i na nie kiwa przecząco głową. Podąża swoimi drogami, w swoim tempie odkrywa kolejne niesamowitości świata. Zaskakuje nas co trochę nowym i mogłabym tak pisać do znudzenia.
Nigdy nie sądziłam, że można czuć taką dumę z tak niewielkich rzeczy, że można tak się cieszyć z drobnostek, że proza życia da mi tyle satysfakcji. Nie wiedziałam, że aż tak będę pielęgnować każdą chwilę i moment życia mojego dziecka. Fajnie jest być mamą!
Saro Ty czorcie jeden, życzymy Ci snów dłuższych niż godzina, morza
łez radości, bólu brzucha ze śmiechu i silnych ramion, które przeniosą
Cię bezpiecznie przez nierówności życia!