Pierwsze upalne dni w Anglii za nami. Dużo spontanicznych decyzji o spakowanym plecaku, bilecie na pociąg, założeniu czapki z daszkiem, zabraniu przyjaciela ze sobą. I wyprawa do Whitstable w poszukiwaniu piasku i muszli, które po przyłożeniu do ucha szumią oceanem. I tak to mniej więcej wyglądało, kilki dni temu moja mała pierwszy raz ujrzała morze i mimo, że plaża kamienista nas przywitała i piasku nie było ani ziarenka, to wyjazd zaliczam do udanych.
ZA CO MOŻNA POKOCHAĆ WHITSTABLE?
Klimat miasteczka, w którym bez pośpiechu płynie życie, każdy zna sąsiada, wszyscy się do siebie uśmiechają, każdy ma czas spojrzeć za horyzont. Taki spokój przedsezonowy, że słuchać angielskie plotki przechodząc obok kawiarni z lodami. Takie miejsce, w którym nie ma za wielu turystów, nie jest tłocznie i nikt nikogo nie popycha próbując stanąć pierwszym w kolejce. Plaża w Whitstable, na której brzegu stoją kolorowe drewniane domki, mewy, które nieśmiało siadają na kamieniach. Mimo, że kamienista, to jednak urzekająca. Zabralismy troche tych kamieni to domu, będą zdobić nasz ogródek.
Pyszna ryba z frytkami i chłodne piwo z lemoniadą, pub Neptun, który pamięta stare dobre czasy. Homary i kraby podawane na siedem sposobów i mokre stopy od morskiej piany. Uliczki pełne sklepów, gdzie można kupić korale z muszelek i lizaki we wszystkich kolorach tęczy. Muzycy, którzy śpiewając do gitary, umilają spacery, za funta.
Zamek, w którym niegdyś mieszkali królowie, a dziś w jego pięknych ogrodach emeryci grają piłkami na trawie. Fontanna, która przynosi bryzę wody w upalny dzień i kolorowe frontowe drzwi, nadmorskich domków, w których żyją nie tylko rybacy.
Wrócimy tam pewnie w sezonie, za jakiś czas, gdy znów spontaniczność weźmie górę. A tymczasem wertuję mapy w poszukiwaniu kolejnych ciekawych miejsc na jednodniową wyprawę. Was zostawiam z kilkoma zdjęciami z ostatnich dni i bezcenną radą: pamiętajcie o kremie z filtrem, bo skończycie jak ja 😉