To trzeba lubić, a nie każdy lubi. Bo to trzeba przedrzeć się przez historię tysięcy małych przedmiotów, obedrzeć je z kurzu, niechcianej zasłony zaniedbania i zobaczyć coś więcej niż tylko zniszczenia. Bo to trzeba uwierzyć w ich nową odsłonę i dać im szansę i dom albo chociaż miejsce przy stole. A nie każdy lubi, nie każdy doceni, nie każdemu się chce.
Moda na car boot!
Car booty są ogromnie popularne tutaj na Wyspach i każda pogodna niedziela oznacza, że na polach za miastem będzie się rozstawiać setki sprzedających. Przyjeżdżają autami, vanami, przyczepkami zapakowanymi po brzegi. Wiozą głównie niechciane sprzęty domowe, zabawki i ciuchy dziecięce, starocie i inne rzeczy, które gdzieś zalegały na strychu latami. Na car bootach można kupić dosłownie wszystko, a ja czasami mam wrażenie, że niektórzy mylą to miejsce ze śmietniskiem. Ostatnio ktoś sprzedawał kawałki kabli i gruz, ale byli też tacy, co wystawiali przecudne stare meble, konie bujane, znaczki pocztowe cenniejsze niż złoto i naparstki, które pamiętają czasy wiktoriańskie. Także to różnie bywa, jak to na pchlim targu, zależy jak człowiek trafi.
Ale mimo wszystko bardzo lubię te ogromne secondhandy, po których chodzenie sprawia mi większą przyjemność niż zakupy w zwykłej galerii handlowej. Sami wiecie, chodzi o satysfakcję, że się upolowało coś za grosze i było się szybszym niż osoba, która przyjdzie tu po nas. Ostatnio nawet odważniej się targuję i żałuję, że nie miałam w sobie tej śmiałości wcześniej. Przyznam również, że niestety nie jestem królową takich zakupów, bo często zostawiam skarby za sobą, nie widząc w nich potencjału. A później krzyczy do mnie koleżanka, która kroczyła za mną, że przegapiłam takie świetne obrusy i kubek i szafkę i słoik i książkę za funta. A mi wcześniej wydawały się takie nijakie i brzydkie, a gdy ona chwyciła je w ręce, to aż żal w żołądku złapał.
Z drugiej strony muszę się ograniczać, bo ile można do domu zwozić kolejnych donic, pojemników na kawę, talerzy i desek do krojenia. I choćby były naj, to ja miejsca tyle nie mam w domu. Więc się ograniczam i na takie zakupy nie zabieram za dużo pieniędzy i jeżdżę małym autem, gdzie nic większego nie wejdzie, choćbym chciała.
Mam też koleżankę, która sprzedaje na car bootach, mówi, że płaci 13 funtów za miejsce, przyjeżdża z samego rana w każdą niedzielę, gdy akurat ma wolne, rozstawia swoje bibeloty na stoliku i kocu, zostawia swojego faceta przy aucie i sama idzie polować. W międzyczasie co on sprzeda, ona odkupi gdzieś u innych. I tak zwykle ani nie zarabiają zbyt wiele, ani nie stają się lżejsi o rzeczy. Wracają do domu z zapakowanym autem nowych, starych rzeczy, które czekają tylko by zadomowić się u nich.
Śmietnik czy kopalnia skarbów?
Car booty to świetne miejsce dla kolekcjonerów, można tu dostać stare monety, winyle, znaczki, srebrne sztućce, pocztówki, figurki z gier, które już dawno przeszły do lamusa. Niby graty, ale dla kolekcjonerów to niezłe trofea. Jak wszędzie trzeba być uważnym i nie dać się oszukać, bo ludzie często przesadzają i zawyżają ceny. No i trzeba się targować, bo druga taka okazja może się nie trafić.
Wiecie jak kupować ubrania na car bootach? Najważniejszą zasadą jest popatrzenie na osobę, która rzeczy sprzedaje. Jeśli rozmiarem i posturą przypomina nas samych, to duże prawdopodobieństwo, że ciuchy, które sprzedaje, będą pasować i na nas. Wiem, że ludzi nie ocenia się po wyglądzie, ale car boot trochę odsłania te najgorsze strony człowieka. Jak ktoś jest zadbany i czysty, to i tak właśnie wygląda jego stoisko i ciuchy. Jeśli jednak widzimy spoconych brudasów na straganie, to lepiej ciuchów od nich nie brać.
Warto też pogadać z ludźmi, od których kupujemy meble czy większe rzeczy do domu. Dowiedzieć się skąd dana sofa czy szafa pochodzi, jaka była jej historia, kto z tych przedmiotów korzystał wcześniej i jak stare one są. To zresztą tyczy się wszystkich przedmiotów, które są antykami, fajnie wiedzieć, że imbryk, który właśnie kupujemy czy ta niebieska porcelana, gościła w domu jakiegoś szlachcica czy to pozostałość z okolicznego klasztoru. Rzeczy, które można wyprać, wyczyścić, odrestaurować można brać w ciemno. Oczywiście o ile starczy Wam miejsca w bagażniku (i o ile mąż pozwoli ;))