Od święta do święta płyną nam dni, od jednego stołu do drugiego zasiadamy. Wstałyśmy jak wczoraj, ugotowałam jaja, ta moja uparła się, że ona też będzie farbować. Mogłam się od razu domyśleć, że chodziło jej o wszystko inne niż jajka. Ale dałyśmy radę na czas rozmrozić polską szynkę od dziadka, pofarbować wszystkie jajka i ręce, włożyć do pralki kolorowe ciuchy i ścierki. Tylko okna zostały nieumyte.
A potem szła taka dumna do kościoła ze swoim żółtym filcowym koszykiem, przypominając mi co chwilę, że to nie koszyk tylko abbit, czyli rabbit. Za rękę, ciągnąc mnie za sobą jakbyśmy miały się spóźnić.
Życzę sobie na te święta więcej nocy przespanych, dni dłuższych, mniej obowiązków i tych samych ludzi obok co zawsze, bez wyjątku.
A Wam, którzy tu zaglądacie od czasu do czasu, przypadkiem i zawsze życzę spokoju i ludzkiego szczęścia! Wszystkiego dobrego kochani!