Na zimę tego roku się nie doczekałam, ani mrozu co szczypie po uszach, ani bałwanów z marchewką co nos udaje i aniołów na śniegu brakło tym razem. Dziecko wyrosło z nigdy nie ubranych czapek, kombinezonów, a ja zaoszczędziłam na zimowych butach i płaszczu, którego nie kupiłam. Zima była łaskawa, nie zasypało mojego wzgórza, nie odcięło nas od świata, tylko wiatry tak silne, że głowę urwać i deszcz jak pot czasami. Ale przyszła wiosna, szybciej niż zwykle i zielona trawa i biedronka i mlecze. Co prawda bociana pewnie nie uda nam się zobaczyć tutaj, ale kaczki na Tamizie i owszem.
W życiu jak to w życiu, zima zebrała plony, zamroziła kilka przyjaźni, ogołociła z uczuć, trzeba mi wiosny, nie tylko na ogrodzie, ale i w sercu. Oj trzeba.