Wczoraj byliśmy w odwiedzinach u rodziców Paula. W pięknej typowo staroangielskiej wiosce Sandwich. Niech nikogo nie zmyli ta nazwa, to nie żart, tak naprawdę nazywa się ta miejscowość. Najstarsi mieszkańcy tego miejsca uparcie twierdzą, że to tam wynaleziono kanapkę. Ja się kłócić nie mam zamiaru.
Do Sandwich nie mamy daleko, około godziny drogi autem bez korków i bywamy tam często.
Blisko stąd do Dover, Margate czy Ramsgate.
To czym mnie Sandwich zachwyciło to klimat tego miejsca. Mam wrażenie, że czas stanął tam w miejscu, ludzie żyją wolno i spokojnie, uliczki nietknięte zębem czasu, nikt się nie spieszy, nie ma korków na ulicach, ani kolejek w sklepach, słychać mewy i kaczki z pobliskiej rzeki, pachnie rybą i smażonymi frytkami.
Sandwich wita mieszkańców setkami kolorowych drzwi, które mnie od lat zachwycają. Każdy mieszkaniec maluje frontowe drzwi mieszkania na bajeczny kolor i niepowtarzalny wzór. Jednocześnie wielkość i szerokość tych drzwi przywołuje na myśl poprzednią epokę, kiedy ludzie żyli w biedzie, byli dużo mniejsi niż dziś i nie tak otyli jak my dzisiaj.
Większość miasteczka zbudowana jest ze muru pruskiego, wszędzie widać drewniane bele i kamień pomalowany na biało. Jako, że do morza jest o krok, motyw łódek, statków, rybaków widać na każdym kroku.
Zobaczcie sami, czym ja się tak zachwycam:
Małe sklepiki i ich urocze wystawy:
A po zakupach można usiąść na wszędobylskich ławkach w parkach i nad rzeką:
Zabytkowy kościół i cmentarz w Sandwich:
No i mały port rybacki, łódki mniejsze i większe:
I na zakończenie skarby z ogórka teściów:
Jakby ktoś kiedyś był przypadkiem w pobliżu, zachęcam do odwiedzania tej bajkowej miejscowości.