Przepis na zieloną kanapkę jest bardzo prosty, wystarczy ogródek, albo doniczka na oknie. Zasadzić z niej trzeba szczypiorek, rzeżuchę, albo jadalne kwiatki, a później można już jeść owoce własnej pracy, w sałatkach, na chlebie lub prosto z krzaka lub grządki. I to by było na tyle jeśli chodzi o zieloną kanapkę. Bo i tak najważniejsza jest frajda i patrzenie jak rośnie, a to co z tego wyjdzie i jak smaczne to będzie to sprawa drugorzędna.
Bardzo długo zbierałam się, aby namiastkę własnego ogródka stworzyć u siebie. Początkowo to były kiełki w słoikach, później kupowałam gotowe doniczki, z już wyrośnięta bazylią i koperem. Był taki okres, że melisę i miętę przywiozłam sobie z Polski i tu w moim kamienistym ogrodzie próbowałam je rozmnożyć. Zawsze były jakieś wymówki, a to, że ziemia za ciężka i nie mam jak ze sklepu przynieść, a to, że doniczek mi brakuje, a to że czasu jak na lekarstwo. Ale w tym roku postanowiłam, że na przekór wszystkiemu, spróbujemy wyhodować kilka roślin i ziół i tak też się stało. W pierwszej próbie zasadziłyśmy słonecznik, truskawkę, szczypior, rzeżuchę i kwiaty jadalne- nasturcję. Jesteśmy po pierwszych zbiorach, a moja córka pęka z dumy!
Co daje dziecku własny ogródek?
To nie musi być coś wielkiego i zajmującego, szczególnie jeśli mieszka się w mieście lub bloku i jedyne co można zaoferwać dziecku to własna doniczka. Takie codzienne doglądanie i sprawdzanie roślin daje możliwość posiadania czegoś swojego. Uczy cierpliwości i konsekwencji, a także wyrabia poczucie odpowiedzialności. Dziecko zdaje sobie sprawę, że od niego coś zależy, że dzięki jego systematyczności może wyrosnąć coś niesamowitego.
Własna wyhodowana truskawka zawsze smakuje lepiej niż ta ze sklepu. Zrywanie szczypioru z własnej doniczki staje się przygodą życia. No i ta duma, gdy pojawia się pierwszy zielony listek, to poranne codzienne sprawdzanie kwiatków, podlewanie ich, chwalenie się nimi przed gośćmi. I ta radość, gdy w końcu zakwita pierwszy kwiat i gdy można w końcu coś zerwać.
Dziecko uczy się wrażliwości na przyrodę i roślinność, nie straszne mu są czarne ręce od kompostu i ślimaki wkradające się do doniczek. I taka korzyść, o której marzą chyba wszyscy rodzice, dziecko ma szansę poznać nowe smaki. Chętniej kosztuje zbiorów z własnej hodowli, wyrabia zdrowe nawyki żywieniowe.