Dwujęzyczność mojej córki uważam za szczęście. To jest jedna z tych rzeczy, której będę jej zawsze zazdrościć. Mimo że nie mam ogromnego parcia na naukę języka polskiego i uważam, że cierpliwość i czas zrobią swoje, to jednak regularnie dbam o to, aby nauczanie językowe było obecne w domu. Nie zamierzam pozostawić tego przypadkowi. Także uczymy się, ale bez spiny, chorej rutyny i zakazów pomyłek. Raczej rozmawiamy sobie spokojnie, ja po polsku, ona po swojemu, czasami po polsku mi odpowiada. Coraz częściej, chociaż do płynności daleka droga. Podsuwam jej co trochę polskich znajomych, bajki, gry i książki. Jakoś powoli słowo po słowie, litera po literze wspinamy się na te polskie góry językowe i dajemy radę.
To niesamowite jakie wyczucie językowe ma ta moja czterolatka. Dokładnie wie, kiedy powiedzieć do babci po polsku, a kiedy tylko po angielsku, aby nie wykluczyć nikogo z rozmowy. Nie muszę jej zwracać uwagi, przypominać. Przełącza się pomiędzy słowami, bez zająknięcia, bez namysłu większego. Tak jakby robiła to od dziecka, od zawsze.
Zaczyna mnie poprawiać, a dokładniej moją wymowę i ten wyraźny polski akcent. Mówi mi, że ona ma dwa imiona, jedno po angielsku- Sara z tym ich niemym r, i drugie polskie- Sara, które gdy wymawia, to r brzmi prawie jak na korridzie. Taka śmieszna moja mała.
Czasami obcy ludzie pytają mnie, czy to nie za wcześnie uczyć jej drugiego języka, że jej się pomiesza, że w szkole będzie mieć problemy. Pytam, jakie za wcześnie. Nigdy nie jest za wcześnie! Nie dajcie sobie tego wmówić. Nie na dolnej granicy wieku do nauki języków obcych. Czasami mnie pytają co robię, jak uczę, odpowiadam, że najbardziej naturalnie na świecie. Jestem, mówię, daję przykład.
-.-
Trafiliśmy na piękny słownik polsko- angielski dla dzieci. Dla tych najmłodszych dzieci, które dopiero zaczynają czytać. Wydanie wspaniałe, w twardej oprawie, wielkie, tak, że jak się ogląda, to ma się wrażenie, że atlas z obrazami trzymamy w ręce. Taka to właśnie książka. Ilustracje genialne, każda w innym klimacie, dopracowane, kolorowe, interesujące. Przypominają mi momentami ulicę Czereśniową, dzieciom się spodobają. Aż trudno uwierzyć, że to książka do nauki języka. Więc czytamy i ta moja mała powtarza za mną po polsku. Najpierw nieśmiało, a później to ja muszę powtarzać po niej. Później wyszukuje w książce te najmniejsze szczegóły, które ja przegapiam niechcący.
Na tropie angielskich słówek to jedna z książek ze znanej serii Kapitan Nauka. Jedyna tego typu na rynku, stworzona przez jedenastu polskich ilustratorów. Każda strona książki ma swój niepowtarzalny styl i charakter. Angielskie wyrazy, zwroty i proste zdania pojawiają się na stronach książki na zasadzie skojarzeń, a słownictwo dobrane przez autorów tego nietypowego słownika dotyczy m.in. liczb, kolorów, pór roku, środków transportu, zabawek, rodziny, dzikich i udomowionych zwierząt, ubrań, emocji oraz części ciała.
Jeśli sami macie problem z angielską wymową słówek występujących w książce to bez problemu możne pobrać nagrania z poprawną angielską wymową w formacie mp3 ze strony KapitanNauka.pl/natropie. Myślę, że to świetny pomysł dla rodziców, którzy nie mówią po angielsku, ale chcieliby przybliżyć angielski własnym dzieciom.
My tymczasem wracamy do nauki…. przez zabawę oczywiście!