Macierzyństwo

beze mnie

Taki dzień jak dzisiaj, siódma rano, pakuję śniadanie do torby, dopijam w biegu herbatę, zakładam skórzane botki, wychodzę do pracy. Zostawiam listę na stole, instrukcję obsługi mojego dziecka. Kiedy zamykam za sobą drzwi czuję ścisk w gardle, ale puszczam klamkę, odwracam wzrok, aby zobaczyć czy mi macha na pożegnanie. A ta macha przez krótką chwilę, a później chowa się w ramionach dziadka, coś mu mówi do ucha, nie słyszę, znika w głębi pokoju, zapomina.

I taki obraz mam w głowie przez kolejnych sześć godzin. I ten ścisk gardła przekłada się na ścisk telefonu w ręce. Dojadam śniadanie, dopijam herbatę, patrzę na zegar, wychodzę z pracy. W korku stoję godzinę, spocona, stęskniona, aż w końcu wracam do domu. Wchodzę na ogród i widzę ją siedzącą na trawie, grzebiącą rączką w konewce. Jeszcze mnie nie widzi, nie słyszy. Jeszcze przez chwilę radzi sobie sama, nie płacze, nie marudzi, słucha się babci. Jeszcze przez chwilę czeka, może tęskni…

Pierwszy raz bez mamy i taty.

 

Close