W poszukiwaniu nowych atrakcji dużo spaceruję po okolicy, pcham wózek z dzieckiem i chodzę gdzie tylko można dojść.
Za nami kwiecień. Wiosna zagościła u nas na dobre i jak to tutaj bywa pada częściej niż zwykle. Na ogrodzie trawy tyle, że dmuchawce i mlecze ledwo wystają ponad nią.
Byliśmy nad Tamizą. Dużo mew nad głową, parowce i mniejsze statki na wodzie. I taki mały plac zabaw, gdzie ustawia się zgraja dzieci, czekająca na swoją kolej na huśtawce.
Dochodzi godzina 14, a to oznacza, że jeszcze tylko kilka minut i będę mogła zdjąć rękawiczki, wyszorować ręce, zrzucić roboczą koszulę i wyjść z pracy.
Moje dzieciństwo zawsze będzie mi się kojarzyć z trzepakiem pod blokiem, sianem w stodole dziadka, lodami z automatu z budki na rogu i bratem przylepą przy nodze.
Dziś kolejny raz straciłam sześć godzin z życia mojego dziecka. Nie wiem czy do dużo, ale dziś wydaje mi się przeogromnie.
Dostaję wiele maili i pytań o to, jak karmię moją córkę. Zanim odpowiem, napiszę tylko, że jedzenie wychodzi mojej córce jak mało co.