Macierzyństwo

jabłka, śliwki i wieś wesoła

Piątek, szósta rano, próbuję dospać jeszcze minutkę, wchodzi Paul z Sarą na ręku, wygląda jak po nocnej zakrapianej imprezie, albo po bitwie na śmierć i życie.

– Nie spałem całą noc- wydusza z siebie od progu.

– Jak to, co to, co się stało?- pytam z zainteresowaniem.

– Sara spała!- odpowiada krótko.

Usiadł obok mnie na pościeli i cieszyliśmy się jak głupcy z tego naszego małego prywatnego sukcesu. Chichraliśmy się chyba z kwadrans, przybijając sobie piątki, ściskając z dumy, poklepując po ramieniu. Zmęczenie Paula i mój przerwany sen odeszły w niepamięć. Przez tę chwilę wszystko było takie jak być powinno, zaczęliśmy nawet snuć plany na kolejne noce i wieczory bez dziecka, od razu zaczęłam wymieniać seriale, które musimy dokończyć oglądać, zaległe książki przeczytać, nieskończone albumy posklejać. I tak mówiłam, że będziemy mieć więcej czasu dla siebie, że może wino przy blasku księżyca, że może romantyczna kolacja i tak gadałam rozmarzona, aż mi mężczyzna zasnął zsuwając głowę po jeszcze ciepłej poduszce.

Dwadzieścia godzin wcześniej byliśmy na angielskiej wsi, gdzie trawa, słońce i śliwki wymęczyły moje dziecko tak bardzo, że po raz pierwszy w swoim życiu przespało aż siedem godzin bez pobudki. Pomyślałam, że się z Wami podzielę tą naszą ogromną radością, bo na taką kolejną noc będziemy pewnie czekać następny długi nieprzespany rok..

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Close