Macierzyństwo

to wszystko minie

Jest chyba ranek, dokładnie nie wiem, bo za oknem ciemno, pokój nadal zimny, drzwi zamknięte, ale słyszę, że dziewczynki biegają do góry, więc pewnie już ranek, pora wstać, skoro i one już wstały. Nie pamiętam, o której zasnęła ta moja, gdzieś około trzeciej straciłam rachubę, skończyłam zerkać na zegarek z nadzieją, przestałam ją odkładać, poddałam się i zasnęła mi w ramionach. To musi być ranek, bo na górze już pranie się robi, więc zaraz i ja wstanę i też swoje wstawię. Może ktoś kawę zaparzy, trąci mnie mocniej, przebudzi.

O bezsenności wiem więcej niż bym chciała, znam każdą powolną minutę na zegarze i nie wiem co gorsze, ta cisza w samotność się zmieniająca, czy powieki cięższe niż wyrzuty sumienia. W nocy słychać wyraźnie każdy krok na palcach, każdy oddech zmęczenia, każdą myśl niczym dzwon. Marzenia stają się namiastką snu, a poranek wybawieniem. Bo można rozpocząć wszystko od nowa, nowy dzień zacząć po ludzku. Ubrać różowy sweter, wyjść z domu, nazbierać jesiennych liści, pogrzebać patykiem w błocie.

Mówią mi, że to minie, że pewnego dnia, zanim się obejrzę wyrośnie z tego, że zacznie sypiać jak człowiek.

Mówią, że to minie, jak wszystko…

Close