Macierzyństwo

Cukier Lukier- czyli o tym co robiliśmy w manufakturze słodyczy

We Wrocławiu nie byłam od czasów studiów, a właściwie to może byłam, ale wtedy rodzaj wizyty był całkiem inny. Gdzieś pomiędzy krasnalami i Odrą piłam na rynku głównym, ciemne piwo w smaku przypominającym palony karmel. Pamiętam znajomości poznane na dworcu, budynek mojego ówczesnego uniwersytetu i zimę we Wrocławiu, którą rozgrzewałam romansem z pewnym blondynem o długich włosach.  Zawsze chciałam mieszkać we Wro, ale nigdy to miasto nie było mi po drodze.

Tydzień temu przy okazji wizyty w Polsce odwiedziliśmy Manufakturę Słodyczy Cukier Lukier we Wrocławiu. Tym razem nie było piwa, ale za to dużo słodyczy, bo i wizyta do tych słodkich się zaliczała. Nie wiem, czy kiedyś byliście w takim miejscu, ale to było nasze pierwsze doświadczenie w manufakturze czegokolwiek. Musielibyście zobaczyć minę Sary, która z przerażeniem zakładała rękawiczki tuż przed rozpoczęciem pracy. I jej strach w oczach, gdy pani, która prowadziła warsztaty z robienia lizaków, zadawała jej pytania w języku polskim. Sara patrzyła wtedy na mnie wzrokiem, który błaga u uratowanie z opresji, ale dała radę. Na pytanie skąd do nas przyjechałaś, odpowiedziała po chwili zastanowienia, że z domu 🙂

W Manufakturze Cukier Lukier, oprócz zakupu samych słodyczy, można wziąć udział w warsztatach i pokazach z robienia lizaków i cukierków. Skorzystaliśmy właśnie z tej opcji i po zabookowaniu miejsca postanowiliśmy spróbować naszych sił. Warsztaty trwają godzinę i skierowane są głównie do dzieci. Myślę, że 5 lat to taka dolna granica wieku dziecka, które będzie w stanie rzeczywiście mieć frajdę z takiej aktywności.  Wszystkie smakołyki wykonane podczas warsztatów można zabrać ze sobą do domu. W praktyce wyszło to tak, że opuściliśmy warsztaty z dwoma kilogramami twardych cukierków i dziesiątkiem lizaków na patykach. Nie muszę dodawać, że zabranie tego do Anglii było dla mnie nie lada wyzwaniem. I znów wyobraźcie sobie moją córkę tłumaczącą mi ze łzami w oczach, że ona przecież musi wszystko zabrać do samolotu, bo nie może zostawić ani jednego lizaka za sobą.

CO MI SIĘ WYJĄTKOWO SPODOBAŁO ?

Bookując sesję na warsztaty mieliśmy możliwość wybrać bardzo kameralną grupę. I tak było nas w sumie tylko 4 osoby, ale dzięki temu córka miała okazję pracować praktycznie cały czas pod okiem pani, która jeden do jednego wszystko jej pokazywała i jej pomagała. Trafiliśmy na bardzo miłą osobę, która miała świetne podejście do dzieci, umiała rozbawić i zarzucić żartem. I już po chwili jakaś spina zeszła z nas totalnie i warsztaty były dla nas wszystkich przyjemnością.

Warto też dodać, że mimo tego, że tego typu słodycze robione są z cukru, a jak mogę się domyślić, znajdą się tutaj osoby, które są ogromnymi przeciwnikami takich rzeczy, to jednak należy je traktować jak atrakcję od czasu do czasu, na specjalną okazję, niż codzienność i rutynę dla dziecka. Także mam nadzieję, że na tej płaszczyźnie się rozumiemy i nikt nie popadnie tutaj w skrajne cukrowe szaleństwo.

Wszystkie słodycze w Manufakturze Cukier Lukier tworzone są ręcznie, za pomocą drobnych narzędzi jak nóż czy specjalne kołowrotki tnące cukrową masę w różne kształty. Barwniki dodawane do karmelowej masy są naturalne, uzyskiwane z buraków, czarnej marchwi czy papryki. To samo tyczy się smaków, które możemy wybrać przy tworzeniu swoich własnych cukierków. My zdecydowaliśmy się zrobić lizaki o smaku truskawki, ale z opowiadań pracowników Manufaktury dowiedziałam się, że bardzo popularnymi cukierkami dla dorosłych są te o smaku „marihuany”, z aromatem z konopi indyjskich. Wszystko oczywiście legalnie i zgodnie z prawem.

A jak już o smakach mowa, to Cukier Lukier ma w swojej ofercie ponad 50 różnych smaków swoich produktów i tak można skosztować lizaki o smaku kruchego ciastka, mięty w czekoladzie, czarnego bzu czy jabłek z cynamonem. Jak to się mówi, do odważnych świat należy.

Zostawiam Was ze zdjęciami z warsztatów i zmykam powspominać ten Wrocław, który nie wiem, kiedy znów zobaczę.

 

  

 

Close