Dziś usłyszałam w tv, że za 6 dni ma przyjść wiosna. Wierzyć? Mimo, że w tym roku mieliśmy tylko dwa razy śnieg i to tylko chwilowy, to niskie temperatury mnie dobijają. Już przyzwyczaiłam się do deszczowej Anglii i wiatrów i pluchy, ale tak zimno to jeszcze dawno nie było. Najgorsze jest to, że ledwo zapinam kurtki i płaszcz, a do zmiany ubioru na wiosenny chyba jeszcze daleko. Jak tak dalej pójdzie, to będę podbierać większe bluzy od Paula.
Ale dziś, patrzę a na moim oknie kwiat mi zakwitł.
Także chyba szansa na cieplejsze dni jakaś jest.
A tymczasem kończę powoli 25 tydzień, odliczam dni do kolejnej wizyty u położnej.
Buba kopie mnie coraz silniej, czasami widzę ruszający się brzuch, próbuję uchwycić chwilę, moment, ale zwykle zanim złapię za aparat to ruchy mijają.
Nadal męczę się ze zgagą i z każdym dniem mi ciężej i ciężej. Kilogramów mi przybywa, nogi coraz częściej puchną mi po pracy. Zaczynam chodzić jak prawdziwa ciężarówka, kiwając się na boki i coraz częściej łapię się na podpieraniu boków jak to babcie mają w zwyczaju. Marzę również o dłuższych rękach, aby bez problemów zakładać buty i wiązać sznurowadła.
No i czekam na wiosnę i panowie w ogródku chyba też 🙂