To będą moje ósme święta w Anglii i w sumie dzisiaj trudno powiedzieć, że cokolwiek mnie może tutaj zaskoczyć jeśli chodzi o świąteczne klimaty. Miałam ułatwione zadanie, bo będąc z Anglikiem, nie tylko miałam możliwość przyglądania się temu okresowi z boku, czy słuchania opowieści angielskich znajomych i przyjaciół, ale zostałam aktywnie włączona we wszystkie tutejsze tradycje i zwyczaje grudniowe. Wiadomo pierwszy świąteczny rok na obcym gruncie był dosyć ciężki i zaskakujący. Z jednej strony cieszyłam się i z zaciekawieniem próbowałam wszystkiego nowego, mi nieznanego, z drugiej strony natomiast, nie obyło się bez gaf i niedomówień. Tak samo jak ja, reklamowałam moją polską tradycję wśród najbliższych, tak i ja sama zostałam zarażona angielskimi zwyczajami.
W naszym domu obchodzimy święta dwukulturowo. Wigilię zawsze po polsku, a pierwszy i drugi dzień świąt po angielsku. Ma to swoje plusy, szczególnie dla dzieci, które otwierają prezenty dwa razy na święta. Niestety koszty wyprawienia dwóch wystawnych kolacji są większe i samo obciążenie żołądka bardziej bolesne. Wyobraźcie sobie, że do dziś jak opowiadam o tym znajomym z pracy, to nikt mi nie wierzy, że można tyle zjeść w tym okresie. Wszyscy mówią, że nie daliby rady spróbować dwunastu polskich potraw, a później następnego dnia, doprawić to wszystko indykiem i pieczonymi ziemniakami.
Świadomość i wiedza Anglików na temat Polski i naszych zwyczajów wigilijnych jest bardzo niewielka. Zresztą mam takie wrażenie, że Anglicy są bardzo mało ciekawi świata, nie uczą się języków obcych, uważając, że wszyscy powinni mówić po angielsku. Poza chińszczyzną, pizzą i curry nie interesują ich inne kuchnie świata. Oczywiście, że w Londynie i większych mistach można znaleźć restauracje ze wszystkich zakątków świata, to jednak mało kto tutaj potrafi rozpoznać goździka, kozieradkę czy kardamon na talerzu. Anglicy na wakacje wybierają wypoczynkowe kurorty z basenem i palmami, tylko nieliczni podróżują w celach światopoglądowych lub z chęci poznania innych kultur. Może to wynika z tego, że mieszankę światów mają u siebie na porządku dziennym, a może po prostu nie czują potrzeby poznawczej świata. Kiedy więc opowiadam Anglikom o dzieleniu się opłatkiem, sianku pod obrusem i wolnym miejscu przy stole padają takie śmieszne stwierdzenia w stylu:
A tak, to wy Polacy obchodzicie święta dzień przed świętami!
Anglicy ze strachem kosztują naszego barszczu i kapusty z grzybami. Uwielbiają natomiast nasze pierogi, krokiety i uszka, nie przeszkadza im nawet mak w zębach po świątecznym makowcu. A ja po dziś dzień nie umiem się przekonać do krewetek podanych na liściu sałaty, jako starter przed angielskim świątecznym obiadem. Tak samo jak mince pie czy christmas pudding nie smakuje mi świętami i niestety sernika i kutii nic nie zastąpi, choćby nie wiem jak płonęło w ogniu z sosu z brandy.
Pamiętam jak osiem lat temu łapałam się za głowę, gdy widziałam przesadnie zdobione angielskie domy, światełka rozwieszane na oknach, w ogrodach, girlandy robione z kartek świątecznych. Czerwone skarpety wiszące na kominkach i wieńce z bombek na każdych angielskich drzwiach. Wtedy to stoczyłam swoją pierwszą bitwę o mój pierwszy christmas crackers i założyłam swoją pierwszą papierową koronę na głowę.
Dzisiaj nie dziwią mnie już grupy kolędników śpiewających christmas carols w każdym centrum handlowym i na ulicach, a na setki prezentów pod choinką nie oburzam się poczuciem rozrzutności i rozpieszczenia. Jedyne co mnie wkurza i do czego się chyba nigdy nie przyzwyczaję, to ten dziwny zwyczaj dawania kartek świątecznych wszystkim jak popadnie. Wpisywanie w nich jedynie swojego imienia, stawianie kilku eksów (xxx) i tyle. Anglicy z prezentami i kartkami idą na ilość, gorzej z jakością niestety.
I na deser to poprawnie politycznie happy holidays zamiast wesołych świąt, tak, aby nikogo nie urazić.
Mój tegoroczny grudzień pogłębi się o szkolny wymiar świąteczny, który przynosi do domu ta moja mała z przedszkola. O to kolędowanie w angielskim języku, zamiast tradycyjnych polskich jasełek. O ten strój elfa zamiast typowego polskiego aniołka ze skrzydłami. O te kartki dla każdego kolegi z grupy, które przyszło mi w tym roku wypisywać pierwszy raz. Żeby nie było tak prosto, postanowiłam zrobić i puścić w angielski szkolny świat trochę polskiego rękodzieła, żeby pokazać im, że można, i żebym ja się sama mogła lepiej z tym poczuć.
A teraz już żegnam się z Wami i lecę na kolejne christmas party, które są jednak świetnym pomysłem na wyjście gdzieś samemu, bez dziecka, w makijażu i nowych butach i napicie się za darmo, bo wiadomo, szef stawia!