Sara skończyła osiem miesięcy. Czyli jakby nie patrzeć i mi przybyło trochę. Mówi się, że dziecko odmładza, że daje drugą młodość, a ja się czuję jakby dawało drugie dzieciństwo. Znów leżenie na podłodze sprawia mi przyjemność, raczkowanie we dwoje to taka przygoda, odkrywanie świata przez dotyk- wielki wyczyn.
Znam kilkoro dorosłych dzieci. Takich, które musiały oddać dzieciństwo i szybko dorosnąć, bo ktoś im odebrał ten przywilej i godność dziecka.
Trzeba trzęsienia ziemi, które wywróci życie do góry nogami, które zabierze to co stare, wypłowiałe, zużyte. Huraganu, który porwie stary porządek, przyzwyczajenia, zwyczaje.
Pogoda nadal nas rozpieszcza, wczoraj w BBC ogłoszono, że moje miasto było najcieplejszym angielskim miejscem w tym roku.
Na zimę tego roku się nie doczekałam, ani mrozu co szczypie po uszach, ani bałwanów z marchewką co nos udaje i aniołów na śniegu brakło tym razem.
U nas od rana smażenie naleśników.
Ten luty był przedziwny. Siedem miesięcy za nami, wydawało mi się, że był to miesiąc w którym Sara popełniła największe postępy.