Macierzyństwo

siedem

Ten luty był przedziwny. Siedem miesięcy za nami, wydawało mi się, że był to miesiąc w którym Sara popełniła największe postępy. Pojawił się magiczny paluszek, którym wszystko się włącza i wyłącza i przyciska i naciska i nawet nosek i oczko mamy tez można wcisnąć aż do bólu. To naśladowanie innych, nadążanie za starszym kuzynostwem, próbowanie być tak samo zwinnym, szybkim, mobilnym. To też nowe zabawki, nowa mata, na której Sara siedzi i próbuje rozmontować ją wyciągając z niej części po kolei. To większa precyzja w dłoniach, większa koordynacja. To nowe słowa, więcej śmiechu na głos, to włosy, które zaczynają odrastać.

Ale luty to też choroba, pierwsza gorączka i lekarstwa. To strata głosu, brak apetytu, utrata wagi. I tak jakby wszystkie umiejętności lutego przepadły, jakby to znów był grudzień. Jakby mała zrobiła ogromny krok w tył. Przeciwny ten luty, dobrze, że taki krótki.

Także, siedem miesięcy za nami.

Close