To miasto może zauroczyć i rozkochać, może też zachwycić i uzależnić od siebie. Dla wielu wciąż pozostaje marzeniem, dla innych domem i miejscem pracy, tłocznym bólem głowy. Londyn jest tak różnorodny, jak ludzie w nim mieszkający. Bywa niebezpieczny, głośny i trzeba za nim gonić, jak za odjeżdżającym czerwonym autobusem.
Dzisiaj z opóźnieniem zerwałam ostatnią kartkę z kalendarza z napisem august. Nie wiem jak Wam, ale mi ten sierpień uciekł pomiędzy palcami.
Wakacje nadal w pełni, więc staramy się wypełnić je atrakcjami, jak tylko możemy. Pogoda wyjątkowo jest nam przychylna, biorąc pod uwagę angielskie warunki.
Do niedawna nazwa Greenwich kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z południkiem zerowym i obserwatorium astronomicznym.
W Margate pierwszy raz byłam w 2009 roku, w lipcu w pełnym słońcu, gdzie turystów było tak wielu, że trudno było poruszać się po plaży.
Pierwsze upalne dni w Anglii za nami. Dużo spontanicznych decyzji o spakowanym plecaku, bilecie na pociąg, założeniu czapki z daszkiem, zabraniu przyjaciela ze sobą.
Było to kilka dobrych lat temu, nasza pierwsza wycieczka w poszukiwaniu szczęścia. Fajny czas, wczesne lato, gdy jeszcze słońce nie pali, a tylko ogrzewa.