Wiecie, że szacunkowo 768 404 Londyńczyków, którzy mogliby uzyskać pomoc poprzez infolinię NHS 111, pojawia się co roku na pogotowiu. Ale przecież nie dotyczy to tylko mieszkańców stolicy.
W Anglii żyję już ponad dziesięć lat, to i do większości rzeczy się już przyzwyczaiłam.
Zwykle z początkiem roku szkolnego obserwuję znaczy wzrost demonizowania polskich placówek edukacyjnych w Wielkiej Brytanii.
Wydaje mi się, że nic się nie zmieniło. Bo cóż to jest 10 lat? Odległość jak stąd w kosmos i z powrotem. Około półtora metra i czterdzieści kilogramów człowieka. To kilka pogrzebów i sznur. Tyle samo narodzin, lecz dzieci jakby mniej.
Mija tydzień, od kiedy ta moja mała chodzi do angielskiej szkoły, a ja sama wdrażam się w angielski system edukacyjny.
Jedno z częstszych pytań jakie słyszę, to czy zamierzam wrócić.
Bycie rodzicem to największe wyzwanie, jakie człowiek może sobie wyobrazić. Bo nie chodzi przecież tylko o uznanie szefa, napisanie książki, która kurzyć się będzie na półce czy pełne konto bankowe.