Język, Macierzyństwo

choinka i pierniki

Zapachniało świętami, przyszykowania rozpoczętę. Udało nam się wczoraj ubrać choinkę. Bombki nie zostały zjedzone, na aniołkach schną resztki śliny. Światełka się mienią, dziecko zapatrzone, szczęśliwe chyba, bo się uśmiecha gdy choinkę widzi. Pod choinką prezenty czekają na otwarcie i śmiejemy się w duchu, że za rok czy dwa będziemy je chować skrzętnie pod łóżkiem czy za szafą przed małą, by pomóc Mikołajowi w ich dostarczeniu.

W lodówce śledzie czekają na obróbkę, suszone prawdziwki także a pierniczki pachną tak, że nie wiem, czy do Świąt chociaż jeden zostanie. Śniegu nadal nie ma, za to deszcze i wiatry nawiedzają nasz dom na wzgórzu i włosy szarpie ten wiatr mocniej niż rączki Sary. Nucę jej do snu Lulajże Jezuniu naprzemiennie z Cichą nocą i odliczam dni do nowego roku, zaznaczając krzyżykami na kalendarzu.

Paul próbuje pierniki i ze zdziwieniem na twarzy zagaduje:
– A one nie powinno być twarde, jak rok temu?
– To tamte rok temu powinny być miękkie jak te tegoroczne- odpowiadam.

Raz w życiu wyszły mi miękkie pierniczki i taka dumna kuchara byłam, taka zadowolona, przepełniona spełnieniem każdego cukiernika, a tu dupa, miały być twarde. No nie dogodzisz!

– Co oznacza słowo prawdziwki?- pyta mnie Paul.
– To taki rodzaj grzyba, nie wiem jak przetłumaczyć na angielski- odpowiadam.
– Chyba to można przetłumaczyć grandbitches!-  wykrzykuje zadowolony, po pół godzinnym studiowaniu translatora.

Close