disney shop
Lifestyle, Macierzyństwo, Moda

Disney- hit czy kit?

Nie mam odwagi odbierać dzieciom tej magicznej atmosfery bajek, gdzie dobro zawsze zwycięża, gdzie każda księżniczka ma swojego księcia na koniu, gdzie rany goją się za sprawą pocałunków. I mimo że nie zawsze się zgadzam z wizerunkiem disneyowskich księżniczek, których idealne ciała i włosy wpędzają w kompleksy każdą dziewczynkę, to jednak mam nadzieję, że pośród tego przekłamanego wizerunku kobiety i mężczyzny, który od lat bije z każdej disneyowskiej produkcji, pozostaną w naszych dzieciach ponadczasowe wartości, które poniosą je w dorosły świat. Te mądre wartości, które nie opierają się tylko na kulcie piękna i nie wmawiają naszym córkom, że tylko z bogatym księciem mają szansę być szczęśliwe. Że muszą czekać całe życie na wybawienie przez kogoś innego, że dobro zawsze zwycięża i wspaniała matka chrzestna zawsze będzie obok, by uratować z opresji.

Od czasu do czasu odwiedzam Walt Disney Store, bo jak przejść obojętnie obok tego dziecięcego raju, trzymając za rękę czterolatkę. No po prostu się nie da. Więc wchodzimy obie pooglądać i podotykać, wybieram te okresy w roku, w których nie ma tam tłumów, bo wtedy to nie można nawet spokojnie przejść pomiędzy regałami. Ale jest warto. Przechodzę się więc po tej sklepowej posadzce, która przypomina niebo wysadzane diamentami i znów czuję się, jakbym to ja była dzieckiem. Szukam wzrokiem czerwonowłosej Arielki, którą kiedyś kochałam najbardziej. Gdy ją w końcu znajduję pomiędzy innymi jej podobnych, dziwię się ogromnie, jak to się stało, że dzisiaj już ta magia na mnie nie działa. Czar prysł.

Kiedy tak naprawdę dochodzi do nas, że ten kolorowy plusz łapiący kurz, sukienki, falbanki, serduszka i masowa produkcja kubków i bielizny z księżniczkami nie ma nic wspólnego z magicznym światem baśni. Nie ma również nic wspólnego z realnym światem, w którym przyszło nam żyć i mierzyć się z kompleksami, nieśmiałością i poczuciem osamotnienia. Ile trzeba mieć lat i jak grubą skórę, aby pewnego dnia zdać sobie sprawę, że to wszystko jest kłamstwo i mydlenie oczu, tym najbardziej spragnionym dobrego zakończenia. Kiedy przychodzi ten moment w życiu, że nasze priorytety zmieniają się tak drastycznie, że zamiast szklanego pantofelka przychodzi nam zakładać wysokie szpilki,  że zamiast korony nosimy już tylko problemy na głowie.

I tak jak wcześniej napisałam, dzisiaj nie mam odwagi zabierać tego wszystkiego córce, odmawiać jej skrzydeł wróżki, latającego dywanu, rozgadanej żaby i zdolności zmieniania przedmiotów w lód. To nawet zabawne, gdy zakłada długi blond warkocz i odmawia jedzenia jabłek, mówiąc, że są zatrute. Ma jeszcze dużo czasu, by zauważyć, że jej ojciec nie jest królem, a ona sama nie mieszka w pałacu. Ale dzisiaj pozwalam jej wierzyć, że ten wymyślony pałac zbudowany z koca przerzuconego przez stół, jest prawie tak samo świetny, jak największe królestwo za siedmioma górami.

 

Close