Macierzyństwo

Dziecko mnie wykańcza – czyli High Need… Parent

Czasami krzyczę na nią w złości. Zmykam ją w pokoju, zostawiam z tymi łzami na policzkach i rękawach. A ona woła, abym kolejny raz odgadła o czym myśli. Ale ja już dłużej nie mogę zgadywać, bo już północ się zbliża i zimno mi tak klęczeć przed nią, przez kolejną godzinę. To właśnie wtedy mówię jej, że to już ostatni raz wracam i jak się tym razem nie zdecyduje, to koniec. I już dotykam jej ręce, chwytam w ramiona i mam wrażenie, że ten koszmar się kończy. Ale zanim zaśnie i padnie pomiędzy ramionami a poduszką, minie kolejna godzina. Potem gładzę jej włosy mokre od potu i przykrywam delikatnie. Wychodzę na palcach, zapalam światło w łazience, spoglądam w lustro z rozczarowaniem. Gdybym tylko wytrzymała, gdybym tylko…

-.-

Zawsze wiedziałam, że jest wyjątkowa. Wymagająca, nieodkładalna, nadwrażliwa, niecierpliwa, niezadowolona. Tuż po urodzeniu w szpitalu, położna, która opiekowała się nami kilka godzin po porodzie, napisała w moich notatkach szpitalnych, że baby is very demanding. Jeszcze wtedy nie rozumiałam do końca tego stwierdzenia, nie wiedziałam z czym będę musiała się zmierzyć.

Jako niemowlak nie potrzebowała za wiele, ani snu, ani smoczka, ani nawet pieluszki czy butli. Jedyne bez czego nie mogła żyć to ramiona moje, tulenie i bujanie, bez którego nie dało się wytrzymać. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że istnieją dzieci o wysokich potrzebach. Naiwnie ufałam tym, którzy mówili, że to zaraz minie, że sześć tygodni, trzy miesiące, no najwyżej rok, a później wyrośnie z tego. Do pierwszego roku życia, moja córka spała tylko na rękach, a bujać przed snem w ramionach skończyliśmy po trzecich urodzinach i przekroczeniu czternastu kilogramów. Zawsze chodziła spać w złym humorze, wstawała w jeszcze gorszym. Myślałam wtedy, że musi być bardzo nieszczęśliwym niemowlakiem i nikt go nie chciał, więc Bóg podarował ją mi w nagrodę. W międzyczasie usłyszałam, że moja mała pewnie jest chora na ADHD albo ma autyzm, a już na pewno jest dwubiegunowa. Kilka razy wysyłano nas do lekarzy, do psychologów, pediatrów i psychiatrów. Zmarnowałam lata walcząc z płaczącym dzieckiem, tylko po to, aby było takie jak inne. Aby spało jak inne, jadło jak inne, zachowywało się jak inne dzieci. Gdyby tylko wiedziała, gdybym tylko…

-.-

Czasami krzyczę z bezradności, zamykam się w pokoju ze łzami na policzkach i rękawach. Nie umiem odgadnąć o czym myśli, co powinnam zrobić, aby jej pomóc. Nie mam ochoty mówić, że macierzyństwo mnie uskrzydla, że spełniam się jako matka, że dziecko mnie budzi uśmiechem na twarzy. Nie mam sił wstawać rano do pracy i udawać, że miałam przespaną noc. Nie chcę ukrywać, że trzęsą mi się ręce z nerwów, że zajadam stresy, że szczekam na przyjaciół i niedobrze mi na samą myśl o kolejnej histerii w domu. To właśnie wtedy powtarzam sobie, że to już ostatni raz, dałam się wyprowadzić z równowagi, że już nigdy więcej i koniec. Zanim skończy się dzień i padnę na łóżko, obiecuję sobie, że w tym lustrze wieczornym zobaczę coś więcej niż rozczarowanie. Mimo że dzisiaj już wszystko wiem, to nie sprawia, że jest łatwiej…

-.-

Jestem mamą High Need Baby. Były czasy, że denerwowało mnie jak słyszałam, że inne dzieci śpią, jedzą wszystko i uśmiechają się. Wkurzałam się na inne matki, chwalące się, kolejną przespaną nocką, wyjściem bez dziecka, spacerem bez pośpiechu, kąpielą i ciepłym obiadem. Czułam ogromną niesprawiedliwość, że nie mogłam cieszyć się własną córką, a jedyne co mi zostawało to wysłuchiwanie ciągłego płaczu i marudzenia o wszystko. Było mi okropnie źle, że nie mogłam robić tego, co inne mamy robiły z palcem w nosie. Tymczasem chodziłam od okna do okna, nosząc niemowlaka na rękach, robiąc przysiady, bujając, nucąc, podskakując. Okropnie zazdrościłam tych zdjęć, na których dziecko spało w łóżeczku. Miesiącami marzyłam, aby w końcu odłożyć ten mały ciężar, odpocząć i zasnąć chociaż na trzy godziny. A gdy już w końcu zasypiałam, śnił mi się płacz.

Były czasy, gdy ze stresu nie myślałam racjonalnie, wstydziłam sie prosić o pomoc i obwiniałam siebie tracąc grunt pod nogami. Myślałam, że to wszystko moja wina, że to przeze mnie, dotykałam depresji i łapałam się każdej cichej chwili wybawienia. Żyłam w gniewie tak ogromnym, że niszczyłam nie tylko przedmioty wokół siebie, ale i relacje z innymi. Trzaskałam drzwiami, uciekałam od dziecka do pracy, szukałam wymówek, by wracać dłuższą drogą do domu, zamykałam się w ubikacji na długie minuty, udawałam, że nie słyszę.

-.-

Ostatnio dużo się mówi o dzieciach szczególnych/wysokich potrzeb, więc ja nie będę tego powtarzać i powielać. Znajdziecie sami. Chciałam dzisiaj napisać o rodzicach, którzy noszą te dzieci nie tylko na rękach i przenoszą je przez to życie, gdyż inaczej się nie da. O tym, że bezsenność, frustracja i złość może czasami przysłonić istotę rodzicielstwa. Oskubać z chęci bycia miłym, dobrym i zostawić obojętnym niczym głaz. Nie ma nic złego w byciu słabym, to czyni Was silniejszym, niż możecie sobie wyobrazić.

To jest właśnie ta strona macierzyństwa, o której rzadko się wspomina, bo wstyd, bo strach co powiedzą inni, bo nikt nie chce być oceniany. Ale czasami takie odczucia towarzyszą rodzicom dzieci o wysokich potrzebach. Czujemy się okropnie źle, czujemy się niezrozumiani, samotni, oceniani przez pryzmat histerii w sklepie, oskarżani o brak cierpliwego serca. To jest ta strona macierzyństwa, o której milczą media i szczęśliwe reklamy pieluszek i mleka.

Mówili mi, że z tego się wyrasta, nie jestem tego do końca pewna, nie wiem co przyniesie przyszłość, ale wiem, że nie można się poddać, bo druga szansa nie będzie nam dana. Jesteśmy rodzicami wyjątkowych dzieci i niech tak już zostanie…

Close