rochester christmas market
Podróże

Fenomen angielskich świątecznych marketów- czyli grudniowy Rochester

Tak naprawdę zabrakło tylko śniegu tego dnia. Ale może to i lepiej, bo jakby wtedy w tych sukniach rodem z Dickensa po ulicach kroczyć. Buty po kostki w błocie i tymi halkami, niegdyś białymi, ciągnąć za sobą kamienie i liście jak miotłą. To może i lepiej, że śniegu tu jak na lekarstwo, bo cóż bardziej szczypie, niż skostniałe ręce, próbujące utrzymać przy ustach grajka harmonijkę, na której przygrywa przechodniom. To może i lepiej, że kasztany do dziś w kieszeni płaszcza znajduję i mimo że już dawno straciły swoje ciepło, to grzeją me dłonie bardziej niż rękawica.

Takie Rochester tego roku, kolorowe, pachnące watą cukrową, karmelem i lizakami na patyku. Rozbawione jak te konie na karuzelach, z widokiem na rzekę z ostatniego piętra domu strachu, który nadal zbyt straszny dla mojej pięciolatki. Takie Rochester z marketem świątecznym, gdzie orkiestra emerytów przygrywa Bohemian Rhapsody na puzonach i zatrzymujemy się, by wysłuchać w skupieniu tych ostatnich tchnięć w trąbkę. Takie stragany, gdzie można kupić malowane muszle, mydła i ozdoby ze szkła. Takie wino grzane, które już dawno procentów nie ma, ocieka po kubku sokiem z pomarańczy, a w zębach goździkiem chrzęści. Taki sztuczny śnieg, który miał przez chwilę przywołać zimę i może nawet święta niechcący, we włosy moje wpada i nie topnieje jak serce czasami.

A na ulicach, wraz z zachodem słońca te lampy naftowe, których zapach najpierw, długo przed tym niż płomień dostrzegam. I myślę sobie, że lubię ten klimat, mimo że ocieram się o wszystkich, bo tak ciasno, że wzroku nie spuszczam z małej czerwonej kurki, tuż przy mej nodze. I lubię tych ludzi, którzy raz w roku są dla siebie mili, otwarci i uśmiechają się do obcych zdjęć szczerze. I lubię to miasto, które wielkością nie przeraża niczym stolica, wehikułem czasu mogłoby być, gdybym tylko zechciała. I lubię siebie taką, trochę chyba zachwyconą tym wszystkim, niczym dziecko z otworzoną buzią na wszystko co inne.

-.-

Wiecie, że 148 lat temu, właśnie tutaj w Rochester, po olbrzymim krwotoku mózgu zmarł Charles Dickens. Ja nie wiedziałam. Ani tego, że chorował na padaczkę ani o jego dziesięciorgu dzieci nie wiedziałam ani o żonie, którą zdradzał nocami. Pewnie przy tych lampach naftowych, pomiędzy jednym a drugim wersem Opowieści Wigilijnej.

Spodobał mi się jednak jeden z jego cytatów, z którym Was tutaj zostawię.

Była to najlepsza i najgorsza z epok, wiek rozumu i wiek szaleństwa, czas wiary i czas zwątpienia, okres światła i okres mroków, wiosna pięknych nadziei i zima rozpaczy. Wszystko było przed nami i nic nie mieliśmy przed sobą. Dążyliśmy prosto w stronę nieba i kroczyliśmy prosto w kierunku odwrotnym.

 

 

Close