Taka Ja

Na zakończenie roku

Jakby wyrwana do odpowiedzi, nieprzygotowana, po zarwanej nocy, gdzie ostatnią rzeczą był ten egzamin, składam zdania po słowach, które nie wylewają się jak z dzbana ze mnie, ale raczej z kącika oka, spływają po policzku. Podsumowania nie są moją dobrą stroną, bo jak tu dwanaście miesięcy ubrać w tekst, który nie wywoła znudzenia. Jak ograniczyć się tylko do tych pięciu tysięcy znaków, nie pomijając wszystkiego co było ważne na tyle, że trudno wybrać co ważniejsze. Jak przemilczeć rzeczy, których nie chcę upubliczniać i wyostrzyć te, na które i tak nikt nie zwróci uwagi.

Ten rok był kolorowy, mimo że tempo zwolniłam ogromnie i do wszystkiego bardziej z dystansu dzisiaj podchodzę. Szybkie zwroty akcji, długie cisze, przerywane co trochę wiadomościami. Kilka telefonów od przyjaciół i rodziny. Dużo pracy, tyle samo satysfakcji. Kilka wyjazdów i spotkań przy winie. I w sumie bez większych dramatów i sukcesów się obyło. Taki rok, który potrząsnął moją duszą i będę mieć do niego sentyment tak po ludzku. Taki rok, który kończę z niższą wagą niż zaczynałam, a to duży sukces dla mnie, bo nie zawsze się zdarza i chyba nigdy wcześniej. Taki rok, w którym odnalazłam w sobie samej nastolatkę sprzed lat, lecz tym razem nie bałam się już obciąć włosów tak krótko.

To rok, w który straciłam przyjaciółkę, ona ratując siebie wyprowadziła się gdzieś na drugi koniec świata i chociaż to tylko dwie godziny drogi to wciąż za daleko, aby spotykać się co rano na ziołowej herbacie. Pojawili się natomiast nowi ludzie, którzy od czasu do czasu stawiają mnie do pionu. I nie chcę pisać, że coś za coś, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale w pewnym wieku każdy człowiek przychylny jest na wagę złota. Więc trzymam się ludzi, którzy jeszcze mają siłę pozostać gdzieś obok.

To rok, w którym moja mała skończyła pięć lat, a sami wiecie co to oznacza. Niedługo zacznie tracić zęby, a ja zacznę tracić mój cały autorytet w jej oczach. Chociaż, gdy patrzę na to z dystansu, to lepiej pasują tu słowa resztki autorytetu. Ona rośnie, a ja się kurczę pod tym garbem rodzicielskich trosk. I ponoć to nigdy nie minie i problemy rosną razem z dziećmi, tak mówią. A jej pokój maleje z każdym dniem, gdy znosi do niego kolejne pudełko skarbów, których nie da się zastąpić niczym innym.

To rok, powrotów do Polski, zapakowanych po brzegi aut, pudeł i toreb. Po brzegi nadzieją, że komuś się uda odtworzyć na nowo dom, gdzieś tam. Pożegnań na dużą skalę, do widzenia na zawsze, tych wielkich niekończących się słów, które bolą jeszcze miesiące po rozstaniu.

Nie wiem czego sobie życzyć na przyszłość, może wielu lepszych zdjęć, lżejszego pióra, więcej na papierze a mniej w sieci. Może więcej odwagi, aby ścinać nie tylko włosy, ale wszystko to co zbędne w życiu. Może trochę lekkości, z którą bym mogła bardziej śmiało wychodzić z kompleksów. Może.

A Wam czego życzyć kochani?

Close