Rzadko tutaj wylewam mój zachwyt nad postępami Sary i jakoś niespecjalnie mnie ruszają wyścigi umiejętnościowie jej rówieśników i nie mam parcia, aby była we wszystkim najlepsza i najpierwsza. Dla mnie i tak zawsze będzie naj, jak każde inne dziecko dla swoich rodziców. A ona i tak szuka tylko mojego poklasku, mojej aprobaty i zachwytu. Tylko moje zdanie i brawo brawo ma dla niej znaczenie. Na innych nie zwraca uwagi, obraca się na pięcie i odchodzi.
A chodzi od dziesięciu dniu. Patrzę na nią i szepczę pod nosem no dalej, dopinguję jej każdy krok, udaję, że nie bolą mnie jej upadki, czekam aż wróci.
Uciekanie przed nami za drzewo, wbieganie w ramiona na powitanie, tupnięcia w złości i nerwach, kroki na palcach, aby nie zbudzić nikogo wracając zbyt późno do domu. Chodzenie po piasku, po linie, po rozżarzonych węglach, tańczenie w deszczu, na trawie, na scenie, skakanie w klasy, do wody, na bungee, bieganie po złoto, do mety, za szczęściem.
Oby nigdy pod górkę i zawsze z biletem powrotnym do domu.