nursery school przedszkole po angielsku
Emigracja, Macierzyństwo

Za co lubię nursery school czyli przedszkole po angielsku

Ta nasza mała dziś była pierwszy raz w przedszkolu. Założyła ten swój purpurowy mundurek, czarne buty i teczkę, do której wciąż brakuje jej kilku centymetrów. Taki moment, który ściska gardło i łamie kolana. Widziałam jak odchodzi z panią w stronę kącika z farbami, nieśmiało, przejęta, pewnie tak samo jak ja. Zostawiłam ją samą na tym ogromnym placu zabaw i mimo, że w głowie przerabialiśmy to tysiąc razy, ciężko mi było zamknąć drzwi za sobą. Tak jak większość rodziców, mam głowę pełną wątpliwości; czy sobie poradzi, czy znajdą się tam nauczyciele, którzy będą wyrozumiali na jej humory. Dla których jej dwujęzyczność nie będzie problemem, a jedynie wyzwaniem. Nie wiem czy poradzi sobie wśród swoich rówieśników, czy będzie lubiana pomimo swoich dąsów i płaczu. Ciągle mam przed oczami polski system edukacji, polskie szkoły z ławkami pod szyję i przedszkola, gdzie na jednego nauczyciela przypadają dwa tuziny dzieci. Wiem, że tysiące matek takich jak ja, również żyje w niepewności związanej ze szkołą angielską. Nie wie czego może oczekiwać od Nursery School, nie zna systemu nauczania, stylu prowadzenia zajęć ani rutyny w tutejszych przedszkolach.

nursery school przedszkole po angielsku

Opowiem Wam kilka słów o naszym przedszkolu. Jest niewielkie, stoi pomiędzy domami, szkołą i kliniką dla dzieci. Zamknięte łańcuchem i kłódką na bramie wejściowej. Otwierają tę bramę dokładnie o 8.30, aby wpuścić dzieci do środka. Nursery school otacza wysoki płot przez który ciężko dojrzeć cokolwiek, ale słychać wiele, gdy dzieci bawią się tuż za nim. Ten płot ma chronić przed wzrokiem niechcianym i odstraszać gapiów z telefonami w ręku. Prywatność i ochrona szkół jest jedną z rzeczy, którą podziwiam w tutejszym systemie oświaty. Do budynków szkolnych nie wchodzi nikt poza dziećmi i kadrą nauczycielską. Jedynymi wyjątkami są takie dni jak ten dzisiejszy, ten pierwszy wrzesień. Wybraliśmy je z jednego prostego powodu, było najbliżej naszego domu, a ta wygoda, w tym momencie, jest dla nas najważniejsza.

W tygodniu poprzedzającym pierwszy dzień w przedszkolu, odwiedziły nas nauczycielki. W naszym domu zasiadły na sofie, patrzyły na naszą małą, pytały co lubi robić, w co się bawi najczęściej. W jaki sposób mogą jej umilić ten pobyt z dala od mamy i taty. Chciały ją poznać, zobaczyć ją w jej codziennym środowisku. Fajna rzecz, miłe spotkanie, pozwala, nie tylko nauczycielkom poznać dziecko, ale dała mi samej szansę, poznać ludzi, którym powierzę opiekę nad nią.

W przedszkolu wszystko jest małe, tak aby najmłodszy trzylatek nie miał problemu z samodzielnością. Jedyne co przytłacza wielkością to stos dokumentów, które musi podpisać rodzic, zanim dziecko zacznie uczęszczać na zajęcia. I tak wśród setki papierów znajdziemy do podpisania zgodę na robienie zdjęć podczas zajęć, zgodę na to, aby to nauczyciel mógł przebrać dziecko w razie pobrudzenia czy zmoczenia się. Zgodę na zaoferowanie dziecku czegoś do jedzenia i picia, zgodę na możliwość zabawy na dworze w błocie i piasku. Tych pozwoleń i zgód, które należy wyrazić jest bardzo wiele i dotyczą one wielu banalnych rzeczy.

Nursery school nie jest obowiązkowe, dzieci tutaj muszą mieć skończone trzy lata, więc nasza mała jest jedną z najmłodych w grupie. W naszym przedszkolu obowiązują mundurki szkolne, ktoś kto się im sprzeciwia, nie ma pojęcia co robi. Ja nigdy w życiu tak szybko dziecka nie ubrałam. Nie ma żadnych wymówek i problemów porannych, które to spodnie założyć i jaki sweterek pasuje do bluzki. Samo prasowanie również odchodzi w niepamięć. Za tę wygodę jestem w stanie pokochać wczesny budzik i przerwany sen. Nie mamy też ciężkich plecaków, a jedynie teczkę i worek sportowy na kalosze i ubranie do przebrania. W teczce nosimy jedna książkę, którą mamy przeczytać z dzieckiem przed snem i jedną kartkę papieru, na której raz w tygodniu będzie zapisane zadanie domowe.

Do przedszkola należy duże podwórko, z domkiem na drzewie. Jest też plac zabaw, piaskownica i rowery z przyczepkami. Na płocie wiszą arkusze papieru, które można zamalować farbami. Zaraz przy wyjściu stoi wieszak z dziecięcymi kaloszami, bo Anglicy nie boją sie deszczu i wiatrów. Codzienie wychodzi się na dwór, nawet gdy pada i zimno. Tutaj bardziej trzeba obawiać się wszy złapanych przypadkiem niż kataru przyniesionego do domu.

img_0499

Do przedszkola chodzimy tylko na trzy darmowe godziny dziennie, to wystarczy, aby się nie wynudzić i zdążyć zatęsknić. Nasza pani przedszkolanka jest młodą piękną afroamerykanką, pochodzi z Sierra Leone. Ubiera się w kolorowe afrykańskie spódnice, na głowie nosi zaplecione długie warkocze, związane w gruby ogon koński. Dzisiaj usadziła wokół siebie wszystkie dzieci, który patrzyły na nią z zachwytem. Usiadła na środku po turecku, wzięła między nogi bęben i grała na nim tak pięknie i rytmicznie, jak pewnie jej całe pokolenie przed nią. Dzieci tylko słuchały, jak śpiewa z zamkniętymi oczami.

A dzisiaj przed zaśnięciem, moja mała wciąż nuciła tę melodię i zanim zasnęła na dobre zapytała mnie tylko, czy może iść jutro do szkoły i pojutrze i popojurze i znowu i znowu….

Close