No i zaczęła się pora deszczowa. I na nic przywoływanie lata, zakupy letnich butów i sukienek, na nic letnie promocje koszulek na ramiączkach, słoneczna opalenizna i lody w zamrażarce. Siedzimy w domu, dostajemy świra i tylko sąsiadki wariatki ratują mnie od popełnienia autodestrukcji. No więc wędrujemy od domu do domu, od kawki do herbatki i czekamy na słońce. Pani w tv ciągle powtarza, że to już niedługo, że jeszcze tylko burze i wiatry przejdą i znów będzie lato.
Nie wiem jak to działa, ale moje dziecko jest idealnym gościem, nigdy na wychodnym nie marudzi, zawsze bawi się z zacięciem nie swoimi rzeczami, kocha inne dzieci, nawet takie co tłuką ją po głowie i zabierają zabawki (tak tak Madziu pozdrowienia dla Antka!). Nigdy nie płacze za mną, nie marudzi, także można nas zapraszać bez obaw, że spustoszymy komuś mieszkanie. Gorzej zaczyna się po powrocie do domu, kiedy to moja cudowna córka zmienia się w wyjca i przylepę i nic nie mogę zrobić. Czy Wy też tak macie?
Poza tym Sara to całkiem zabawna osoba. Od jakiegoś czasu powtarza dibu dibu dibu da. A dopiero wczoraj, my przygłupi rodzice, zorientowaliśmy się o co chodzi.
Wieczór, pora spania. Paul tuli to nasze dziecko do piersi, buja i śpiewa na dobranoc:
– scooby dooby doo, where are you?
– dibu dibu da- podśpiewuje wraz z nim Sara.
I takie to nowości u nas, poza tym niech już wróci ładna pogoda i huśtawka i zabawy z tatą na dworze!