Podróże

I tylko Soho w Londynie

Jest takie miejsce w Londynie, gdzie Szekspir głową spogląda na nas z wysoka. I pewnie drwi i szydzi z nas malutkich, bo z tej wysokości, to mniejsi niż w rzeczywistości. Mówią, że to tylko uśmiech jak u Mony Lisy, ale ja wiem swoje i bliższa jestem porównaniu do tych pierwszych sezonów Gry o Tron, gdzie głowy ścinane były co trochę i na palach wisiały, ociekając krwią kropla po kropli.

Jest takie miejsce w Londynie, gdzie czuję, że mogłabym doczekać rana, bez kubka kawy, zmęczenia i czerwonych oczu przed świtem. Bez biletu powrotnego do domu, gdy metro za rogiem ucieka ostatnim pociągiem. Gdzie czuć tylko zapach ulicy pomieszany z ziołem i piwem. Gdy miasto nie milknie, nie gaśnie ani na chwilę, rozprasza tylko kolorów swych tysiące, na wszystkie strony tych wąskich uliczek, gdzie można na jednej nodze przeskoczyć z jednego końca krawężnika na drugi.

Jest takie miejsce tuż obok, do którego w samotności przyjeżdżam, by odnaleźć te drzwi, do których nikt nie puka i nikt przez nie, nie wybiega w nerwach, upuszczając za sobą coś naprawdę ważnego jak list albo klucz. I nikt pod nimi nie siedzi na schodku podkurczając kolana do piersi, aby złapać to ciepło, które z ust. Takie drzwi, przez judasz których widać tylko poruszające się cienie w środku, które niekoniecznie w rytm muzyki tańczą, a jedynie prześlizgują się pomiędzy światłem.

Jest takie miejsce tuż obok, gdzie ludzie sprzedają uśmiech niewinnie na skrzyżowaniu, gdy przepuścić chcą przed sobą kolejne zranione serce. I tacy, którzy jak ten facet w kaszkiecie zaczytują się co rano, w wierszu drukowanym w brukowcu. Takie miejsce z widokiem na pełny portfel, pełen brzuch i puste ręce. Londyn, który tak obcy po zmroku, gdzie wciąż z mapą szukam zakopanego pod mostem skarbu, naiwnie, niczym turysta. Albo ławki, na której znów usiądziemy razem i przegadamy godzinę, zanim ten mój pociąg nadjedzie.

Do Soho warto wybrać się kiedy nie pada i nie ociekają łzy po szybach tych małych kafejek i gdy kwitną kwiaty i ze ścian opadają niczym włosy na ramiona miasta. I warto uwierzyć, że można być częścią tego miejsca i poczuć się jakby się tu żyło zawsze. I coś więcej zobaczyć, niż tłum, którego nie znoszę, gdy ociera się o mnie bezwiednie.

Do Soho warto wybrać się po zmroku, gdy człowiek za sobą i pracę i problem zostawia. I rozsiada się wygodnie przy kieliszku, który wszystko zrozumie, niejedno wybaczy, a już na pewno większość zapomni. Gdy jedyne co głośniejsze od ulicznej muzyki w tle, jest tylko bicie własnego serca i rozsądek, który podpowiada, że już czas do domu…

Close