Zwykle nie przynoszę pracy do domu, ale tym razem robię wyjątek. Ostatnio w polskiej szkole stanęłam przed zadaniem stworzenia lekcji historii dla dzieci dwujęzycznych, które niewiele wiedzą o kraju swoich rodziców. Lekcja niby normalna, ale wyobraźcie sobie miny dziesięciolatków, które słyszą, że znów będzie historia.
Dawniej mówiło się, że koniec języka za przewodnika, dzisiaj natomast internet zastąpił to całe poszukiwanie odpowiedzi na wszystkie problemy świata.
Tytuł tego posta jest trochę przewrotny, bo tak naprawdę dzieci dwujęzyczne nie potrzebują jakiś szczególnych książek do rozwoju.