Wczorajszy wieczór wspomnieniowy potwierdził mnie w przekonaniu, że wychowujemy narcyza, który paluszkiem wskazuje każde zdjęcie na ścianie ze swoją podobizną, uśmiecha się do siebie samej w lustrze, całuje i liże swe odbicie, a ponad to każe sobie puszczać filmy z sobą samą w roli głównej.
Maj był fajny, przyniósł dużo zwątpienia, wyczerpania ale i też wiele satysfakcji.
Za nami kwiecień. Wiosna zagościła u nas na dobre i jak to tutaj bywa pada częściej niż zwykle. Na ogrodzie trawy tyle, że dmuchawce i mlecze ledwo wystają ponad nią.
Ten luty był przedziwny. Siedem miesięcy za nami, wydawało mi się, że był to miesiąc w którym Sara popełniła największe postępy. Pojawił się magiczny paluszek, którym wszystko się włącza i wyłącza i przyciska i naciska i nawet nosek i oczko mamy tez można wcisnąć aż do bólu.
Sara dziś skończyła pół roku. Traci włosy, przybiera na wadze, uśmiecha się często, śmieje czasami.
Żyję już sobie na tym świecie od 2 miesięcy i to chyba czas abym stała się łaskawsza dla moich rodziców.