Macierzyństwo

taka jesień

Od kilku dni pada i wiatry tak silne, że głowę zawiewa. To musi być jesień, bo ogród zaczyna się żółcić i mokro od deszczu i łez. Kasztanów jeszcze nie widziałam tego roku, ale za to kilka grzybów i ślimaki w trawie ukryte. Puściłam tą moją na ogród, niech się pobrudzi, niech poskacze w kałużach, wykrzyczy. A ja siedzę na progu domu i obmyślam życie. Brakuje mi tego zachwytu, który ona w sobie nosi, tej dziecięcej potęgi wyobraźni, w której można wszystko. Tego dziecka, któremu jeszcze nikt nie wmówił, że czegoś nie może zrobić. Bo mi już nie wypada robić głupich min, chyba, że do lustra, wybuchać śmiechem bez żartu, psikusa. A ona może.

Taka jesień, siedzimy same w ogrodzie, przestało padać. Mnie ogrzewa herbata, ją siła kosmiczna, z którą rodzi się każde dziecko. Dzisiaj nikt do nas nie dołączył, a mokrych liści nie dało się podrzucić do nieba.

Dzień kończy się szybciej niż wczoraj, buty schną na parapecie, światła gaszę powoli. Zaraz zasnę na chwilę lub dwie, bezkarnie poszukam we śnie siebie w zachwycie tańczącej…

 

Close