Właśnie wróciłam z pracy, była to moja ostatnia zmiana w domu starców, także oficjalnie mogę powiedzieć, że jestem od jutra na urlopie. JUPI! Co prawda urlop macierzyński rozpocznę legalnie dopiero za 4 tygodnie, ale już mogę się delektować wolnym czasem.
Została mi jeszcze tylko polska szkoła w soboty, ale to raczej przyjemność niż obowiązek.
Wracam do domu z poczuciem takiej pustki w sumie, oddałam kluczyk do szafki, zabrałam moje rzeczy, pożegnałam się z przyjaciółmi i dziadkami, wypiłam ostatnią herbatkę w pracy i koniec. Łezka mi się w oku zakręciła…
Teraz czeka mnie nowa przygoda, nowy rozdział życia. A te 9 tygodni, które mi zostały spędzę pewnie na przygotowaniach i myśleniu o tym, jak to będzie.
Jestem pewna, że czas będzie mi się dłużył tak w domu i pewnie będzie mi samotnie momentami.
Bo muszę powiedzieć, że co jak co, ale przyjaciele to mi się udali.
Zanim jednak opuściłam mury pracy, zostałam obdarowana przez szefowe i znajomych prezentami, o których nawet nie marzyłam. Cała masa podarunków dla mojej buby.
Na początku szefowe zawołały mnie do biura, w którym było ogromne pudło.
A później kazały mi to otworzyć i zobaczyć co w środku i wyłożyć wszystko, obejrzeć i podotykać.
Byłam w raju. Same cudowności:
A później doszedł ogromny prezent od moich koleżanek z pracy i kartka podpisana przez wszystkich:
No i jak ja mam teraz spać spokojnie?
Przyszłam do domu, pokazałam Paulowi i siedzimy jak dzieci, oglądamy i dotykamy wszystko.
A może nawet gorzej niż dzieci 🙂