Macierzyństwo

tyle szczęścia

Lubię takie dni we troje, kiedy ani praca, ani obowiązki nie trzymają nas daleko od siebie. Wychodzimy wtedy wszyscy razem na zakupy, ta moja mała ciągnie nas na stoisko z bułkami. Zawsze wtedy pytam się w duchu, czy są jakieś dzieci nie lubiące suchego chleba? Mimo, że trzymamy się listy zakupów, ona ładuje do koszyka wszystko co potrafi zdjąć z najniższej półki sklepowej. I tak przy kasie lądujemy z kocim żarciem, ciastem dla dietetyków, workiem zapachowych świeczek i pudełkiem żarówek, których wcale nie potrzebujemy.

Wychodzimy ze sklepu, a ta mała ciągnie nas do wyjścia tylnego, stamtąd bliżej do parku. Trzyma tę bułkę w ręce, lalkę swoją w drugiej i pędzi jak szalona, krzycząc abyśmy sie pośpieszyli. Schodami na deptak, z deptaku na plac zabaw. A później wygina się i pozuje dumnie, skacząc z jednej nogi na drugą. Wchodzi na drewniany zamek, zjeżdża na tyłku z samej góry, musimy patrzeć, bo inaczej woła look at me daddy, look at me mamo! Zawsze wtedy pytam się w duchu, czy są jakieś dzieci nie lubiące popisów. Idzie oglądać rzekę i statki na niej, dokładnie wie, kiedy jest przypływ i każe się podnosić na ręce, by podziwiać most w tle i auta na nim malutkie.

Kiedy już czas wracać, łapie nasze ręce i trzymamy ją po środku. Skacze w górę opierając się na nas i tak opierać się bedzie jeszcze przez kilka dobrych lat. Będziemy przy jej boku przez większość jej życia, by puścić pewnego dnia te ręce ciepłe, pozwolić uciec z ramion, by mogła pozować dla kogoś innego. Patrzymy z dumą jak dorośleje, dojrzewa, jak staje się tym wszystkim czym my, nigdy nie mieliśmy okazji się stać.

Zawsze wtedy pytam się w duchu, czy są jacyś ludzie mający tyle szczęścia co my?

P1340603
P1340573

Close