Znam kilkoro dorosłych dzieci. Takich, które musiały oddać dzieciństwo i szybko dorosnąć, bo ktoś im odebrał ten przywilej i godność dziecka. I wcale nie dlatego, że ktoś je ubrał w te durnowate rajstopki, które ostatnimi czasy podbijają listy popularności na blogach, ale dlatego, że ktoś nie ubrał tych dzieci wcale.
Nie obudził ich rankiem pocałunkiem, nie zaprowadził do łazienki, aby przemyć zaspane oczy. Nie podał ciepłych papci, aby stópki po podłodze zimnej nie musiały. Nikt tym dzieciom nie założył ani koszulki, ani spodenek ani czapeczki. I śniadania ciepłego pod nos nie podsunął, nie pomógł zmierzyć się z zza ciężkim tornistrem i obdartym kolanem. Tym dzieciom nikt nie macha na pożegnanie i ramion nie otwiera, aby je przywitać. One po prostu są sobie same, obarczone problemami dorosłych, ponad swoje siły i możliwości. To są właśnie „mali dorośli”.
A dzieci to dzieci.
Źródło |