Nie chciałabym brzmieć banalnie, albo pospolicie. Bo kto by chciał w kółko czytać o tym, jak to jest być cudownie świeżo upieczoną mamą, jak to wspaniale trzymać w ręku taki skarb, czuć jego zapach, ciepło skóry. Jakie to niepowtarzalne uczucie usłyszeć ten pierwszy krzyk, jęk, stęk, bo płaczem nie mogę tego co usłyszałam nazwać.
Nie chcę pisać, że moje życie nagle nabrało sensu, że jestem jakby w transie i mimo trzech godzin snu na dobę jestem szczęśliwa tak bardzo, że płaczę codziennie na samą myśl, że miało by Jej zabraknąć.
Nie wspomnę również o tym, że ostatni cały tydzień zlewa mi się w jeden długaśny dzień, że nie pamiętam kolejności zdarzeń, daty mieszają mi się w głowie, że w snach widzę fragmenty scen szpitalnych, ktg, kroplówki, sal porodowych, położnych, płaczu dzieci, że zmęczenie mojego organizmu i ból każdej części mojego ciała, którego nie da się opisać miesza się z uczuciem spełnienia.
Bo to wszystko oczywiste banały w porównaniu z tym co teraz przeżywam.
Polecam każdemu, kto tego nie przeżył!