Niby człowiek pisze tego bloga od roku czy dwóch i niby wie, że te słowa idą w świat, w najdalsze zakątki ludzkiego współczucia, zazdrości i pychy. I niby wiem, że każdy może wziąć do siebie obrażające akapity, przeczytać między wierszami co zechce, nie zgodzić się lub zakpić ze mnie.
Pewnego dnia zdasz sobie sprawę, że gdzieś na dnie szuflady, pomiędzy wyciągniętym swetrem a nigdy niezałożoną seksowną bielizną kryjesz się ty.
Pyszności nadchodzą, uważajcie. Czasami mi się chce. Nie często, ale jak już mi się zachce, to na całego.
Zabierz mnie nad rzekę, nad morze, na łące ze mną leż. Tak bez okazji, bez urodzinowego szału, pośpiechu, bez skrępowania wyjdź ze mną z domu.
Uwielbiam pokoje dzieci, szczególnie te z bałaganem artystycznym, kupkami zabawek przekładanymi z kąta w kąt.
Musi być dojrzały, mocno czerwony i koniecznie zimny. Najlepszy w czystej postaci, bez dodatków, nie zakrapiany alkoholem czy bitą śmietaną.
Zacznij tak po prostu, od zwykłego cześć lub jak się masz, to dużo ważniejsze niż kolor tuszu i rodzaj papieru.