Do Camden Town trafiłam pierwszy raz z dziesięć lat temu, miałam fryzjera właśnie w tych okolicach. I tak od fryzjera do spaceru i gdzieś zakręcając w kolejną nieznaną mi uliczkę Londynu, trafiłam w miejsce, którego nie da się zapomnieć.
Jest takie miejsce w Londynie, gdzie Szekspir głową spogląda na nas z wysoka.
O Chińczykach wiem tyle ile podpowiada mi stereotyp, że jedzą psy, produkują kicz made by dziecięce ręce, na świat patrzą przez biedne skośne oczy, a za tą małą, zalotną,
Miałam zacząć inaczej, mi tu podpowiadają, że muszę wspomnieć o hrabim Johnie Montagu, bo inaczej to nie będzie to samo. Więc przed laty, w tym oto malowniczym miejscu żył sobie czwarty hrabia Sandwich, polityk, brytyjski arystokrata, taka tam powtórka z historii.
Tak naprawdę zabrakło tylko śniegu tego dnia. Ale może to i lepiej, bo jakby wtedy w tych sukniach rodem z Dickensa po ulicach kroczyć.
Za tydzień nasz wyczekany lot do Polski, do domu. Nie byłam w kraju ponad rok, więc ogromnie się stęskniłam.
To małe miasteczko położone dwie godziny od Londynu to weekendowa przyjemność Królowej Elżbiety II. Bo to właśnie tutaj w Zamku Windsorze spędza ona weekendy. Ale dzięki ostatnim głośnym wydarzeniom na królewskim dworze, to miasteczko już na zawsze pozostanie miejscem, gdzie odbył się największy ślub tego roku.