Nie. Nie będziemy w telewizji. Nie nakręcą o nas filmu. Jestem Kasia, przyjechałam do Anglii 6 lat temu za przysłowiowym chlebem. Przyjechałam tu z jedną walizką wypełnioną dwoma parami spodni, słownikiem polsko- angielskim, pustym portfelem i mapą Londynu.
Byliśmy nad Tamizą. Dużo mew nad głową, parowce i mniejsze statki na wodzie. I taki mały plac zabaw, gdzie ustawia się zgraja dzieci, czekająca na swoją kolej na huśtawce.
SCENA PIERWSZA:
Wracam ja wczoraj z pracy, wchodzę do domu i widzę Paula stojącego nad zlewem z odkręconym kranem.
– Pryma aprilis!- woła zadowolony chlapiąc mnie wodą.
Dawno tego nie robiłam i wyszłam z wprawy. Ale się udało. Bałagan większy niż zwykle, ale i satysfakcja większa.
Wiecie co zapowiada Wielkanoc? Nie, to nie wiosna, króliki w ogrodzie czy barany na polu, to nawet nie kurczaki i jaja, ani nawet Zmartwychwstały, to listonosz.
Dochodzi godzina 14, a to oznacza, że jeszcze tylko kilka minut i będę mogła zdjąć rękawiczki, wyszorować ręce, zrzucić roboczą koszulę i wyjść z pracy.
Moje dzieciństwo zawsze będzie mi się kojarzyć z trzepakiem pod blokiem, sianem w stodole dziadka, lodami z automatu z budki na rogu i bratem przylepą przy nodze.