Podróże

paryż

Wydarzenia ostatniego tygodnia nadal brzmią głośno, słucham jednym uchem wiadomości w polskiej telewizji, kończę krojenie warzyw, wywieszam pranie, wycieram spocone czoło. Nie porównuję tych ataków do innych, nie umiejszam innych tragedii na świecie. Nie zmieniam zdjęcia profilowego na FB, mimo, że przygniata mnie wiadomość o terrorystach i wojnie. Nie rozumiem fanatyków i religii każącej zabijać niewinnych, w jakiekolwiek by imię. W telewizji rozmowy nad sensem pomocy uchodźcom, pokazują młodą Syryjkę karmiącą swoje dziecko ćwiartką jabłka, a potem człowieka odpowiedzialnego za ataki na Paryż. Nie chcę być w takim świecie, gdzie ktoś z bombą może odebrać mi sens życia, gdzie muszę opowiadać się za jedną ze stron. Nie chce żyć w świecie, w którym pozostawiona torba wywołuję panikę i paraliż połowy miasta. Ale jaki mam wybór? Wyłączam telewizor.

Pamiętam Paryż ciepłym wrześniem, jeszcze zanim pojawiła się Sara. Taka podróż tylko we dwoje, to miasto tylko dla nas. Pamiętam Paryż płynący szeroką rzeką i kurs statkiem, na który nie było nas stać. Długą Aleję Pól Elizejskich, którą godzinami szliśmy od pod Łuk Triumfalny, restaurację w której podano nam surowe mięso z kaparami i musztardą. Pamiętam Paryż ruchliwy metrem, zajęty odczytywaniem planu podróży, pilnujący godziny odjazdu ostatniego pociągu. Paryż pachnący naleśnikami i kawą z maszyny w naszym hotelu, gdzie pokój tak mały, że rozłożyć ręce było ciężko.

Pamiętam Paryż natchniony tysiącem przepięknych białych budowli i kościołów. Ogromną mapę, która wyznaczała nam trasę zwiedzania największych atrakcji miasta. Wierzę tak wysoką, że strach na sama górę, muzeum tak tłoczne, że ciężko dotrzeć do Mona Lisy. Wędrówkę szlakiem wyjętym z książek Dana Browna, pozowanie do zdjęć przy piramidzie ze szkła, naiwne poszukiwanie dzwonnika z Notre Dame. Pamiętam mój zachwyt nad językiem francuskim,  nad strojami młodych dziewczyn, noszących białe podkolanówki do kolorowych japonek. Francuski szyk chodzący po ulicach.

Pamiętam Paryż otwarty na międzykulturowość, ludzi na ulicach tak różnych w swym wyglądzie, wyznaniu i stroju, tak kolorowych i wolnych w tym co robili. Małe poboczne uliczki paryskie, na których od rana do wieczora grajkowie za grosze odgrywali koncerty. Egzotyczne sklepiki, kawiarniane stoliki stojące bezpośrednio na chodnikach. Pamiętam drobnych sklepikarzy, sprzedających metalowe breloczki z Wierzą Eiffla za euro, jedno euro.

Pamiętam Paryż spokojny, żyjący bez strachu o jutro, bez łez po stracie, bez tragedii niczym koszmary nocne. Paryż bez terrorystów, bez bomb, bez nieszczęścia krwią rozlaną. Bez zemsty, niezrozumiałej ideologii. Paryż bezpieczny.

A jedyne głowy co wtedy leciały, to te na obazach w Panteonie.

Close