Słońce jakby dziś przykryte chmurami, upał jakby mniejszy. Więc wybrałam się na spacer, aby nie siedzieć i za dużo nie myśleć. A, żeby połączyć przyjemne z pożytecznym, znalazłam w okolicy schody, więc kilkanaście rundek w górę i dół na rozruszanie akcji wykonałam.
Niestety nie polecam tych akurat schodów, bo nie działają i nic nie wskórałam, oprócz tego, że spociłam się strasznie, zmęczyłam i pewnie ludzie którzy mnie widzieli myśleli, że zwariowałam.
Bo kto widział takie babsko z brzuchem, torbą i aparatem wspinająca się z zadyszką na schody jak wariat.
No ale jak już ochłonęłam to przeszłam się po okolicy, a że już miałam aparat to pocykałam zdjęcia dla potomności. I tym sposobem dziś zdjęcia po sąsiedzku:
Jeden z sąsiadów to typowy true royalist i od kilku dni ma tak ustrojony dom:
(trzeba mu będzie konkurencje na weekend zrobić i mój dom przyozdobic na różowo:)
A inna sąsiadka natomiast jest z całkiem innej bajki:
A mi najbardziej i tak podobają się ogrodowe kwiaty:
I taki to czwartkowy poranek u mnie, bez zmian, spokojny, jak gdyby nigdy nic, życie toczy się dalej, i tylko gdzieś tam z tyłu głowy cyka mi zegar jak bomba, która niedługo eksploduje…