Polka na emigracji pracująca poniżej swoich kwalifikacji
Emigracja

Polka na emigracji pracująca poniżej swoich kwalifikacji? Tak to ja!

Historia jak tysiące innych. Jest sobie człowiek, chodzi do szkoły, zdaje egzaminy, dostaje czerwone paski, na studiach stoi w kolejce po stypendium naukowe, broni dyplom z wyróżnieniem, potem kolejny, robi specjalizację, odbywa praktyki, jedna za drugą, gdzieś pomiędzy stażem za grosze robi podyplomówkę. A później, gdy już myśli, że cały świat stoi u jego zawodowych stóp, wyjeżdża w poszukiwaniu lepszego świata, szerszych perspektyw i ogromnych możliwości. Tymczasem kończy na zmywaku w jednym z londyńskich barów z frytkami. Brzmi znajomo?

Wiecie, że co piąta osoba z wyższym wykształceniem, która planuje emigracje, spodziewa się już przed wyjazdem, że przyjdzie jej pracować poniżej własnych kwalifikacji zawodowych? A ponad połowa Polaków pracująca sezonowo za granicami kraju, pracuje poniżej swojego wykształcenia. Z jednej strony to strasznie smutny i przygnębiający obraz polskiego emigranta, z drugiej strony natomiast, to rzeczywistość, którą każdy z nas po przyjeździe tutaj, musi dostosować do własnych możliwości. Nie zawsze chodzi od razu o porzucenie swoich ambicji i rezygnacji z planów zawodowych. Raczej o przełożenie tego w czasie.

Na początku trzeba się załapać, trochę po znajomości, trochę fartem, żeby tylko załatwić potrzebne dokumenty, ubezpieczenie, założyć konto w banku, opłacić pokój. Kto tam w tym pierwszym okresie myśli o pracy zgodnej z wykształceniem. Myśli się raczej o tym, czy starczy do pierwszego i czy da się radę wrócić do domu przed zmrokiem. Dopiero po jakimś czasie człowieka zaczyna uwierać praca, która bardziej przypadkowa, niż z wyboru. Ale zanim to się stanie, przełyka się tę gorycz tak długo, aż będzie się gotowym na zmiany.

Marnotrawstwo mózgów

Ostatnio przeczytałam taki artykuł, w którym padły słowa: marnotrawstwo mózgów grożące polskim specjalistom. Tak jakby wykształcenie w polskiej szkole definiowało w całości, kim jestem i kim mogę być. A przecież tak nie jest. A przynajmniej ja się z tym nie identyfikuję. Jestem przecież kimś znacznie więcej niż tylko polskim pedagogiem i nauczycielem. Mogę się rozwijać, przekwalifikowywać, poszerzać swoje horyzonty, zmieniać prace, szkolić się, poszukiwać i błądzić. Nie znoszę, gdy ktoś o nas emigrantach mówi, że jesteśmy straconym pokoleniem. Straconym dla kogo? Dla Polaków w kraju, którzy takie terminy wymyślają? Ja nie czuję się straceńcem ani nawet przegranym. To, że jak miliony Polaków, nie pracuję w swoim zawodzie nie oznacza, że mój mózg się marnuje. Uwierzcie, on pracuje podwójnie ciężko na emigracji.

Nie jestem nikomu nic winna, za swoje wykształcenie sama zapłaciłam, studiując zaocznie. Pracowałam od osiemnastego roku życia, inwestowałam w siebie poświęcając czas i zdrowie. Kombinowałam, tak jak większość moich rówieśników w tamtych czasach. Nie czuję się w obowiązku wpasowywać się w statystyki mówiące ile to nas Polaków marnuje się na emigracji. Nie chcę spełniać oczekiwań innych ludzi, bo moje doświadczenie, kwalifikacje i dojrzałość podpowiada mi, że i tak nie zrozumieją. Czasami w życiu chodzi o coś więcej niż o chorą ambicję, która ma udowodnić wszystkim, że jest się kimś więcej, niż pokazuje nam odbicie w lustrze porannym.

-.-

Dla większości emigrantów wyjazd za granice podyktowany jest chęcią poprawienia statusu materialnego. Bardzo często koszty tutaj nie wchodzą w grę. To trochę loteria, trochę ryzyko, ale zwykle chodzi o to, aby jakość życia pozwalała spać spokojnie. Ludzie wyjeżdżają, bo chcą lepszej pracy, niż ta, jaka jest oferowana w Polsce. Chcą być wynagradzani na poziomie europejskim, do którego tak ciągle gonimy. Chcą zarabiać więcej niż polska minimalna krajowa i dodatek 500+. Chcą się móc utrzymać bez popadania w długi i życie na raty. Mowa tu o ludziach wykształconych, o nauczycielach, pielęgniarkach, bankierach, którzy w kraju są niedoceniani, a wyjazd za granicę daje im szansę na własny dom i godną przyszłość dla dzieci.

Co nas wstrzymuje?

Czemu więc, mając takie plany i ambicje, większość z nas zaczyna na zmywaku i przez kilka lat pracuje w fabrykach supermarketów na nocki? Jest kilka powodów, które po latach życia na emigracji stają się banalne, ale w momencie przekroczenia granicy, są nie do przeskoczenia.

Bariera językowa to jeden z powodów, dla których tak ciężko znaleźć pracę w zawodzie w danej wąskiej specjalizacji. Nawet jeśli nie mamy problemu w porozumiewaniu się na codzień, to jednak praca w urzędzie, szkolnictwie, szpitalach, bankach, bez znajomości tutejszego prawa i języka specjalistycznego może być, w pierwszym okresie po przyjeździe, niemożliwa.

Inny powód to potrzeba czasu na zapuszczenie korzeni. Na poznanie otoczenia, miasta, połączeń metra, dostosowanie godzin pracy do rutyny całej rodziny. Jeśli przyjeżdżamy tutaj z dziećmi czy partnerem, to pracę trzeba wpleść w godziny szkolne. Potrzeba stabilizacji i rozeznania w terenie sprawia, że emigranci pracują tam, gdzie akurat jest możliwość, gdzie akurat kolega załatwił robotę.

Referencje to taka magiczna opinia pracodawcy, która w Anglii jest ważniejsza niż cała historia zawodowa w Polsce. Nikogo tutaj nie interesuje, że kiedyś w Polsce miałeś świadectwo z paskiem i pracowałeś w największym sklepie na wsi jako kierownik zmiany. Niestety bez dobrych angielskich referencji szukanie pracy może być utrudnione. Więc początkowo trzeba się gdzieś załapać, odpracować swoje, pomęczyć, dać się poznać z dobrej strony, aby później móc zrobić krok do przodu i szukać tej idealnej pracy.

To tylko chwila, może miesiąc, wakacje, pół roku, do świąt. Przyjeżdżamy tu tylko na próbę, na jakiś czas, aby zarobić na kredyt, na auto, na operację. Wydaje nam się, że za jakiś czas zjedziemy do Polski, więc te pół roku przepracujemy poniżej kwalifikacji, ale za to z pewną wypłatą co tydzień. Zobaczymy jak się ułoży, czy nam się spodoba, a później się będzie martwić i snuć poważniejsze dalekosiężne plany.

pracuje ponizej swoich kwalifikacji

Polak pracownikiem roku

Polacy na emigracji to świetni pracownicy, sumienni, obowiązkowi, punktualni. Często sama słyszę od mojej szefowej, że bardzo lubi zatrudniać Polki, bo my nigdy nie chorujemy, nigdy się nie spóźniamy i robimy dużo nadgodzin. Nie marudzimy, traktujemy pracę poważnie i można na nas polegać. I taka właśnie opinia panuje o Polakach, nasi budowlańcy, hydraulicy i kierowcy są chodliwym towarem na Wyspach. Posiadanie fachu w ręku, duża determinacja i chęć zarobku, ułatwia znalezienie pracy w zawodzie.

Co piąty Polak za granicą twierdzi, że wykonuje pracę poniżej swoich kwalifikacji i wykształcenia. Podejrzewam, że podobnie jest w kraju, gdzie pewnie tyle samo Polaków pracuje poza swoim wykształceniem, albo wcale nie pracuje. Tylko że określenie marnotrawstwo mózgu ich nie dotyczy przecież. Łatwiej odnieść je do Polaków, którzy wyjechali, o których tak mało wciąż Polska wie. Których nikt nie pyta o zdanie, którym tak łatwo jest wyrzucać w twarz, że marnują siebie i swój potencjał.

Poczucie niespełnienia i model witaminowy Petera Warra

Trzydzieści lat temu amerykański psycholog Peter Warr, stworzył koncepcję (model witaminowy) wyjaśniająca naturę motywacji ludzi do pracy. Po przeprowadzeniu badań nad zachowaniami pracowników zaproponował teorię zakładającą, że środowisko pracy dostarcza człowiekowi dziewięciu czynników, które wpływają na jego zdrowie. W zależności od jakości środowiska pracy może ono wpływać pozytywnie lub negatywnie na psychikę człowieka. Analiza wniosków w oryginalnym modelu Warra pokazuje, że jeśli człowiek/pracownik bardzo długo wykonuje pracę poniżej kwalifikacji i zmusza się do niej każdego dnia, to istnieje duże ryzyko, że w niektórych sferach człowiek będzie doświadczał stanu głębokiego niezadowolenia. Może się okazać, że poczuje wewnętrzną pustkę, depresję i poczucie niespełnienia.

Czy warto więc podejmować pracę poniżej swoich kwalifikacji? Oczywiście, że tak! Taką pracę trzeba traktować, jako element prowadzący nas do celu. Każda praktyka, kursy, staże zawodowe mogą w przyszłości okazać się pomocne. Niepozorny zmywak w londyńskim pubie, zaplecze sklepu, pakowanie ulotek, praca na taśmie czy w domu starców, może dać nam doświadczenie zawodowe, które często jest dużo ważniejsze niż dyplom najlepszej uczelni.

Traktujmy pracę poniżej swoich kwalifikacji jako jeden z kroków do kariery zawodowej, bez wstydu i skrępowania, bez piętna zmarnowanego pokolenia i drenażu mózgu, jakie serwują nam rodacy specjaliści w kraju.

*dane procentowe według badania opinii nt. emigracji przeprowadzonego przez Bankier.pl, 2016

Close