Macierzyństwo

spodnie ciążowe

Pół roku temu myślałam, że kwiecień będzie ciepłym wiosennym miesiącem, i że będę mogła ubrać spódnice, sukienki, i nie będę się musiała męczyć z niewygodnymi spodniami. Że ciąża wiosenna, letnia to skarb, bo nie trzeba nakładać na siebie tony ubrań, wiązać wysokich butów, zginać się do zakładania skarpet, i że wystarczą mi sandałki, klapki i jakaś przewiewna sukienka.

Ale oczywiście nie, złośliwość rzeczy martwych, i tym sposobem mamy połowę kwietnia, za oknem leje i wieje, brzuch mi rośnie, a ubrania kurczą się w niesamowitym tempie. Płaszcza już nie dopinam, kurtek też, ale nie będę przecież teraz nowego, większego kupować.
I w tym oczekiwaniu na ciepłe i gorące dni okazało się, że potrzebuje nowych spodni „na już”.
Wybrałam się do Mothercare i zakupiłam sobie moje pierwsze, super wypas ciążówki.

Jako, że do drobnych nie należę, naszukałam się mojego rozmiaru i znalazłam jedną, jedyna parę w całym olbrzymim sklepie. Większych już nie mieli.
I teraz nie wiem co myśleć o sobie, czy ze mną jest coś nie tak? Czy ja powinnam kupować ubrania w sklepach dla kobiet XXL? Czy ja wyglądam na skrajnie otyłą, grubą? Czemu w sklepach rozmiary przeważnie kończą się na rozmairze L? Czy wszystkie ciężarne są takie chude, i tylko ja to słoń? Albo ja jakaś niewymiarowa jestem, albo coś nie tak z rozmiarówkami ubrań w sklepach ogólnie.

Wykosztowałam się za wszystkie czasy, ale są wygodne i mogę w nich siadać i się schylać i nic mnie nie ciśnie i nie uwiera. I mogę jeszcze podać kilka innych, wspaniałych powodów dla których chciałam je mieć.
Mój Paul do dziś dzień je ogląda i maca i nie umie zrozumieć, jak one są uszyte i ciągle mnie pyta gdzie jest zamek i czemu mam pod nimi jakiś czarny materiał.
Ach ci faceci…

Close