polka rodzi w uk
Emigracja, Macierzyństwo

zanim Polka urodzi w UK

Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam przerażona sytuacją. Słyszałam legendy i makabryczne historie o ciążach w UK. Tak straszne i nieprawdopodobne, że nie wiedziałam, czy płakać czy się śmiać mam. Zanim Polka urodzi w UK…

Nasłuchać

się musi jeszcze przed poczęciem, gdzieś usłyszy od koleżanki, której koleżanka była w Anglii i rodziła, że ona mówiła i jej znajoma też, że tutaj to się nie szanuje życia poczętego. Że tu nikt o ciąże wczesne nie dba, że aborcja na każdym kroku, że nie ratuje się ciąży zagrożonej, że nawet luteiny i duphastonu się nie dostanie jeśli się zacznie krwawić przed magicznym 12 tygodniem ciąży. A od sąsiadki teściowej, której córki koleżanka była i widziała i słyszała, że tu nawet lekarz nie bada ciężarnych. Że żadnych badań nie zrobią, i że ponoć tu, to jakaś położna prowadzi ciążę, i kto to jest położna w ogóle, jakaś pielęgniarka, czy kto?
I nasłuchać się musi też o tym, jak to zwolnienia z pracy nikt nie da, bo ciąża to nie choroba i trzeba pracować dłużej niż do drugiego trymestru. Że tutaj mierzy się brzuch centymetrem krawieckim i że przy pierwszej wizycie u lekarza to tylko ciśnienie mierzą i największy hicior to wyobraźcie sobie tylko dwa, powtarzam dwa usg przez całą ciążę. No to naprawdę, proszę! A o cesarce na życzenie to można pomarzyć i trzeba rodzić do utraty sił, naturalnie!

Wystraszyć

się musi, no bo kto by się nie wystraszył, gdyby zobaczył dwie kreski na teście. A tu widmo porodu w Anglii. I teraz dylemat, lecieć samolotem do Polski i tam prowadzić ciąże, porobić badania, dodatkowe usg, czy tutaj jakoś rosnąć. Wieć cichą nadzieję, że natura wie co robi i jakaś siła wyższa pomoże donosić i urodzić zdrowe dziecko. Wystraszyć się musi również, bo ani słownictwa około medycznego nie zna i nie wiem gdzie iść, czy od razu do szpitala jechać, czy do lekarza. A gdy pierwszym pytaniem u lekarza rodzinnego nie będzie kiedy była pani ostatnia miesiączka?,czy chce pani urodzić to dziecko? to spadnie z wrażenia ze stołka. A, że nasłuchała się wcześniej, to zaczyna szukać na własną rękę wiadomości o tych położnych, całej pregnantcare i innych w internecie i zaczyna się dziwić.

Nadziwić

się nie może, że to czego się nasłuchała to częściowo prawda, że jednak to nie lekarz ginekolog położnik będzie prowadzić jej ciążę, a lokalna położna. Chociaż miła i pomocna, to czy na pewno wykwalifikowana, i że na pierwszy scan musi poczekać całe 12 tygodni. A zdziwi się jeszcze bardziej, gdy okażę się, że położne tutaj to prawdziwe specjalistki z ogromnym doświadczeniem i wiedzą. Przygotowane genialnie do prowadzenia ciąży ma, a szoku dozna wtedy gdy z problemami we wczesnej ciąży i bólami brzucha w szpitalu otrzyma pomoc i pierwszy scan. I okaże się, że jednak ktoś o jej dziecko zadbał i nie kazali płacić za nic. Ze wszystkie badania krwi, moczu, posiewy są za darmo, i że badania genetyczne, testy pappa i inne wykonuje się każdej ciężarnej, gdy ta tylko wyrazi zgodę. Będzie się jeszcze długo dziwić, gdy wszystkie leki na receptę, dentystę i inną medyczną opiekę będzie mieć za free i basen i znieczulenie do porodu także. I za głowę się złapie nie raz, że to z czym do tej pory miała styczność, że polska służba zdrowia, szpitale tak bardzo różną się od tych angielskich. I nadziwi się, że mimo, że nie dostała zwolnienia z pracy, to jednak zakres jej obowiązków się znacznie zmienił i że jakoś tak dbają o nią w robocie.

Wkurzy

się czasami na tych co jej nagadali, że zamiast ją wspierać i dopingować, to tylko krytykują nigdy nie będąc w jej skórze. Wkurzy się na siebie, że dała sobie wmówić tyle bzdur podsłuchanych i wymyślonych. A, że denerwować się jej nie można za bardzo, to z rozczarowania zapłacze nie raz, z niecierpliwości i braku zrozumienia.

A na koniec zrozumie,

że usg w ciąży może mieć tyle razy ile tylko zapragnie. Badań i może chodzić co tydzień do lekarza położnika ginekologa i nie musi się już bać i denerwować i nie musi być gorszą ciężarną niż jej koleżanki Polki. I zrozumie, że jednak nie jest tak źle tutaj za granicą, i że to, że jest inaczej, nie znaczy, że jest gorzej.

Close