Jak tak siedzę kolejną noc na tej sofie obrzyganej, w tej koszulce rozciągniętej, przemoczonej od śliny i potu i tak patrzę na swoje odbicie w lustrze wyłączonego telewizora, to przypomina mi się czas, kiedy jeszcze byłam przed tym wszystkim. Kiedy jeszcze na głowie miałam piękne włosy, na twarzy promienny uśmiech, wypoczęte oczy i iskrę w nich. I tak siedzę i nie śpię, bo jak spać bym mogła w tym hałasie z wyrzutami sumienia, że pozwalam jej płakać.
Kiedyś snułam dziewięciomiesięczny plan na bycie super mamą z super córką. Zawsze uśmiechnięta, z okiem podmalowanym, w przed ciążowych ciuchach, pachnąca świeżym powiewem macierzyństwa, pchająca wózek po ulicach i parkach, a dziś nie mam nic z tych rzeczy.
Mam za to aniołka z serduszkiem w rękach na parapecie, który prosi unosząc głowę do chmur, bo moja głowa zbyt ciężka od zmęczenia.