Lubię chodzić na spacery pchając przed sobą wózek ze śpiącą bubą. Chodzimy po okolicy godzinami, bo sen na świeżym powietrzu ponoć służy dzieciom. Podczas tych godzin lepiej się myśli. Z perspektywy ludzi mijających mnie, muszę wyglądać jak wariatka gadająca sama ze sobą, chociaż od miesięcy udaję, że mówię do tego śpiącego dziecka, a nie do siebie samej.
Chodzimy tak po okolicy popołudniami, aż zrobi się szaro i ciemno na dworze. Uwielbiam ten moment kiedy w oknach domów, które mijam zapala się światło. Wtedy dobrze widać ich mieszkańców. Taką kobietę, gotującą zupę w kuchni, albo krojącą chleb. Taki siwy pan z wąsem, przed telewizorem ogląda śmieszny teleturniej, takie dzieci w pokoju walczą o miejsce przy komputerze.
Czasami bezczelnie przystaję pod oknami, by spojrzeć chwilę dłużej, widzę na ścianach tych domów obrazy i fotografie z wakacji nad morzem czy górach, zegar z kukułką i lustro, w którym wygląda się szczuplej niż zwykle. Czasami porządek i czystość, a czasami bałagan większy niż u mnie. I myślę sobie wtedy, że niektórym się powodzi, że tak fajnie żyją, że mają dom z drewnianą podłogą, skórzaną białą sofą i kominkiem, przez który zimą wchodzi Święty Mikołaj, że w takiej nowoczesnej kuchni to pewnie same przysmaki się pieką, a w tym ogrodzie za domem z huśtawka i basenem to szczęśliwe dzieci na boso biegają.
Może jestem ciekawska i wścibska, może jestem najgorszym typem sąsiada, ale dziś wiem, że ta pani kroi tylko chleb na kolacje, bo szkoda jej gotować porządnie dla siebie samej, bo ani męża, ani dzieci, ani kota nawet, a ten pan z wąsem przed telewizorem całymi dniami, bo czeka na pielęgniarkę, która mu opatrunki na nogach zmieni, a te dzieci przed komputerem, bo brak rodziców w pobliżu.
I wracam z tego spaceru do domu, z podniesioną głową i zadumą, że moje życie może nie jest najlepsze na świecie, że może nie mam wszystkiego, ani białej sofy ani kominka w salonie, ale za to mam to dziecko, które pcham przed sobą w wózku i do którego gadam jak najęta kiedy śpi. A ono ma mnie i udaje, że mnie słucha. Po co mi więcej? No po co?